Nie jem, nie piję,
tęsknię i żyję.
Nie wiem, nie słucham,
walę, nie rucham.
Nie widzę, nie słyszę,
sapię i dyszę.
Czekam, przeglądam,
myślę, przeciągam.
Pytam, nie szukam,
biegam i pukam.
Wkładam, wyciągam,
chodzę, zaglądam.
A Ciebie ani śladu.
Ty pieprzony dziadu!
piątek, 28 grudnia 2012
sobota, 8 grudnia 2012
Związek niedokonany
Absurdem miłość była
Miłością Absurd był
trwali tak razem w obłędzie
Ona się tylko lekko tliła
On się jak płomień skrzył
spalali się w uczuć pędzie
Miłością Absurd był
trwali tak razem w obłędzie
Ona się tylko lekko tliła
On się jak płomień skrzył
spalali się w uczuć pędzie
piątek, 9 listopada 2012
Analfabet
był pan na py i pan na ty
i paru panów na my i my
i był też raz pan na dy i zy
robiliśmy rzeczy na ćy i fy
i na sy też było coś tam i tu
nie było nic stety na ży i wu
mówili mi słowa na ly i o
a ja im tylko, że yy że no
że ry i że dy i że ji i ny
hy się nie dało bo by i cy
lecz w głowie już tylko ky i gje
bo oni już nie chcą i ja też nie
i paru panów na my i my
i był też raz pan na dy i zy
robiliśmy rzeczy na ćy i fy
i na sy też było coś tam i tu
nie było nic stety na ży i wu
mówili mi słowa na ly i o
a ja im tylko, że yy że no
że ry i że dy i że ji i ny
hy się nie dało bo by i cy
lecz w głowie już tylko ky i gje
bo oni już nie chcą i ja też nie
niedziela, 9 września 2012
Przegląd kochanków
Kiedy pokochałem muzyka
miłość była koncertowa
ale w Preludium, skrzypek I złamał skrzydło.
Nagrobek z nutami stoi do dziś.
Kiedy pokochałem frustrata
miłość była pretensjonalna
ale w napadzie nieukontentowania wyrzucił mnie
więc spałem na wycieraczce.
Kiedy pokochałem hotelarza
miłość była pokojowa
łózka znaczone naszym zapachem skończyły się
i uprawiałem miłość w pociągu powrotnym.
Kiedy pokochałem poliglotę
miłość była międzynarodowa
póki bełkot niezrozumiałych treści
odebrany został jako rozstanie.
Kiedy pokochałem szaleńca
miłość była obłąkana
nie istniały konwenanse i przeszkody
aż do granic miłości. On był tam pierwszy.
Kiedy pokochałem polonistę
miłość była poprawna ortograficznie
wszystkie achy i ochy przeplatane interpunkcją
straciły smak jak zimna kolacja urodzinowa.
Kiedy pokochałem zazdrośnika
miłość była zaborcza
szarpała się sama ze sobą i gryzła z pośladki
póki zdrowe neurony nie zerwały krótkich więzi.
Kiedy pokochałem architekta
miłość miała kształt nieznany
wznosiła się w prostocie konstrukcji
na papierowych fundamentach, póki nie runęła.
miłość była koncertowa
ale w Preludium, skrzypek I złamał skrzydło.
Nagrobek z nutami stoi do dziś.
Kiedy pokochałem frustrata
miłość była pretensjonalna
ale w napadzie nieukontentowania wyrzucił mnie
więc spałem na wycieraczce.
Kiedy pokochałem hotelarza
miłość była pokojowa
łózka znaczone naszym zapachem skończyły się
i uprawiałem miłość w pociągu powrotnym.
Kiedy pokochałem poliglotę
miłość była międzynarodowa
póki bełkot niezrozumiałych treści
odebrany został jako rozstanie.
Kiedy pokochałem szaleńca
miłość była obłąkana
nie istniały konwenanse i przeszkody
aż do granic miłości. On był tam pierwszy.
Kiedy pokochałem polonistę
miłość była poprawna ortograficznie
wszystkie achy i ochy przeplatane interpunkcją
straciły smak jak zimna kolacja urodzinowa.
Kiedy pokochałem zazdrośnika
miłość była zaborcza
szarpała się sama ze sobą i gryzła z pośladki
póki zdrowe neurony nie zerwały krótkich więzi.
Kiedy pokochałem architekta
miłość miała kształt nieznany
wznosiła się w prostocie konstrukcji
na papierowych fundamentach, póki nie runęła.
piątek, 10 sierpnia 2012
Spieprzaj
Gdybyś przypadkiem przypomniał sobie
nie zapomnij wbić szpilki w moją lalkę voodoo
gdybyś przypadkiem zapomniał o mnie
nie przypominaj sobie o moich łzach
Kiedy obejrzysz nasze wspólne wspomnienia
koniecznie spal zdjęcia osobnych wieczorów
a kiedy wspólne śniadania przyjdą Ci na myśl
napisz na kartce "Nie kocham" i zjedz ją
Na szybie palcem namaż dwa serca
i chuchnij gorzelnią w twarz tego innego
złap życie za szklankę i śpij na krawężniku
a jak już wrócisz nie pukaj w drzwi moje
nie zapomnij wbić szpilki w moją lalkę voodoo
gdybyś przypadkiem zapomniał o mnie
nie przypominaj sobie o moich łzach
Kiedy obejrzysz nasze wspólne wspomnienia
koniecznie spal zdjęcia osobnych wieczorów
a kiedy wspólne śniadania przyjdą Ci na myśl
napisz na kartce "Nie kocham" i zjedz ją
Na szybie palcem namaż dwa serca
i chuchnij gorzelnią w twarz tego innego
złap życie za szklankę i śpij na krawężniku
a jak już wrócisz nie pukaj w drzwi moje
środa, 13 czerwca 2012
Ja i Ty czyli My
Ty wiesz coś o miłości
i ja wiem też coś
uczucie do szpiku kości
wciąż robi nam na złość
Ja wiem coś o kochaniu
ty też coś o tym wiesz
we wspólnym się spalaniu
ty więcej niż ja chcesz
My wiemy o sobie coś
i o sobie nie wiemy nic
by zrobić sobie na złość
wciąż chcemy wspólnie żyć
i ja wiem też coś
uczucie do szpiku kości
wciąż robi nam na złość
Ja wiem coś o kochaniu
ty też coś o tym wiesz
we wspólnym się spalaniu
ty więcej niż ja chcesz
My wiemy o sobie coś
i o sobie nie wiemy nic
by zrobić sobie na złość
wciąż chcemy wspólnie żyć
niedziela, 3 czerwca 2012
Gdzie wiersza nie ma
gdzie cięcie było, a cięcia nie było
tam widać krzywość istnienia
gdzie nic nie płonęło a coś się iskrzyło
tam czuć już swąd zapomnienia
gdzie cień nie padał a światło padało
tam tli się nadzieja magii
gdzie żarcia w brut było a nic się nie ostało
tam tworzy się zaczątek zgagi
gdzie błąd na błędzie wielbłądem błądzi
tam mądrość trzeszczy zębami
gdzie sąd na grzędzie sędziwie sądzi
tak drzwi trzaskają z kratami
gdzie dno DNA nie gna a stoi
tam życie już uleciało
gdzie strachu tulenie już nie ukoi
tam uczuć jest już za mało
gdzie wiersza nie ma a być powinien
tam umysł pijany w nieświadomości
a gdy się człowiek nie czuje tego winien
zje zęby przez siebie ze złości
tam widać krzywość istnienia
gdzie nic nie płonęło a coś się iskrzyło
tam czuć już swąd zapomnienia
gdzie cień nie padał a światło padało
tam tli się nadzieja magii
gdzie żarcia w brut było a nic się nie ostało
tam tworzy się zaczątek zgagi
gdzie błąd na błędzie wielbłądem błądzi
tam mądrość trzeszczy zębami
gdzie sąd na grzędzie sędziwie sądzi
tak drzwi trzaskają z kratami
gdzie dno DNA nie gna a stoi
tam życie już uleciało
gdzie strachu tulenie już nie ukoi
tam uczuć jest już za mało
gdzie wiersza nie ma a być powinien
tam umysł pijany w nieświadomości
a gdy się człowiek nie czuje tego winien
zje zęby przez siebie ze złości
sobota, 26 maja 2012
Nie moje
kowal istnienia szkarłatno-brunatny
przylazł pod drzwi Twe i pukał jak szalony
w Judasza patrzył i w dziurkę po kluczu
a jasność żarówki go nie oślepiła
dyszałaś ze strachu i podniecenia
rozwarłaś uda jak cyrkiel cielesny
okryłaś kocem akt ucieleśnienia
i z sykiem na ustach oddałaś się w niemocy
płakałaś i śmiałaś się niezmiennie i zmiennie
gdy noc nadchodziła czuwałaś jak ćma przy oknie
czesałaś włosy do gołej skóry
i spoglądałaś na mnie jak lalka z porcelany
drzwi po wizycie zioną wciąż dziurami
klamka obija się o framugę
gdy purpurowe od płaczu dziecię raczkuje
z kolan mych na łono Twe - nie moje.
przylazł pod drzwi Twe i pukał jak szalony
w Judasza patrzył i w dziurkę po kluczu
a jasność żarówki go nie oślepiła
dyszałaś ze strachu i podniecenia
rozwarłaś uda jak cyrkiel cielesny
okryłaś kocem akt ucieleśnienia
i z sykiem na ustach oddałaś się w niemocy
płakałaś i śmiałaś się niezmiennie i zmiennie
gdy noc nadchodziła czuwałaś jak ćma przy oknie
czesałaś włosy do gołej skóry
i spoglądałaś na mnie jak lalka z porcelany
drzwi po wizycie zioną wciąż dziurami
klamka obija się o framugę
gdy purpurowe od płaczu dziecię raczkuje
z kolan mych na łono Twe - nie moje.
Świadomość czasu
przecież wiem, że mają tylko dwie ręce
a nie cztery, choć uwijają się jak w ukropie
to dzwonkiem ich ściągam i czekam
a w tym czasie umrzeć już można
lub zaschnąć jak mumia znad Amazonki
przecież kiedy zamykam oczy wiem, że nie umarłam
i on też jeszcze nie choć oni myślą, że może
i może modlą się o to tak jak ja
Wie pan jak serce pęka kiedy wiem, że jest metr ode mnie
a już nigdy nie poczuję ciepła i smaku jego ust
chciałabym ale to dziewczęce marzenia.
Życie ma dwadzieścia cztery etapy, jak dzień.
A u nas od dawna jest prawie dwudziesta czwarta
człowiek czeka aż umrze i nie może
myślałam, żeby się udusić poduszką lub targnąć się na siebie
ale samobójstwo samo kiedyś przyjdzie
i spojrzy mi w oczy.
Te łóżka są niewygodne, ale nie będę narzekać
bo w tym innym świecie nie będę przecież spała.
Nie będę.
a nie cztery, choć uwijają się jak w ukropie
to dzwonkiem ich ściągam i czekam
a w tym czasie umrzeć już można
lub zaschnąć jak mumia znad Amazonki
przecież kiedy zamykam oczy wiem, że nie umarłam
i on też jeszcze nie choć oni myślą, że może
i może modlą się o to tak jak ja
Wie pan jak serce pęka kiedy wiem, że jest metr ode mnie
a już nigdy nie poczuję ciepła i smaku jego ust
chciałabym ale to dziewczęce marzenia.
Życie ma dwadzieścia cztery etapy, jak dzień.
A u nas od dawna jest prawie dwudziesta czwarta
człowiek czeka aż umrze i nie może
myślałam, żeby się udusić poduszką lub targnąć się na siebie
ale samobójstwo samo kiedyś przyjdzie
i spojrzy mi w oczy.
Te łóżka są niewygodne, ale nie będę narzekać
bo w tym innym świecie nie będę przecież spała.
Nie będę.
piątek, 10 lutego 2012
Anioł Pocieszyciel - Opoka strapionych.
Kiedy słodycz rozpuści się całkowicie
W szklance czystej wódki nalanej o świcie,
Przyjedzie jasność wielka w butach drewnianych
Ubrana tylko w żółty sweter wełniany.
Stanie skrzywiona w swej kwiecistej sukience
Błagalnie wyciągając ku ludziom ręce.
Spojrzy prosto w niebo, spojrzy na około,
Bezradnie puknie się paluchem w swe czoło.
Wyjmie z kieszeni aureolę złożoną,
A z drugiej wyjmie wodę święconą.
Golnie z flaszeczki łyczek boskości,
Strzeli palcami, prostując kości.
Założy na głowę aureolę lnianą
I zmieni się w postać niepokalaną.
Najpierw przywoła wszystkich polityków
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Trzaśnie im młotkiem w sam środek czoła
I zdrowy rozsądek znów do nich przywoła.
Wezwie do siebie księży, kleryków
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Każdego pejczem skarci i powie: „Bracie!
Zostałeś duchownym, więc żyj w celibacie!”
Podejdzie do lekarzy, znachorów, medyków,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Każdemu kąpiel gorącą zgotuje
I lewe recepty w mig powypisuje.
Przywoła bogaczy i urzędników,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Najpierw zasadzi im pensje zerowe
A później opieszale zetnie wszystkim głowę.
Osadzi policjantów, ochroniarzy, strażników,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Pałą przejedzie każdemu po piętach
By o brawurze zapomniał a o lojalności pamiętał.
Wskaże na profesorów, uczonych, krytyków,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Tępą kosą podetnie im skrzydła,
By mania wyższości na dobre im zbrzydła.
Zawoła studentów, uczniów, laików,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Płomieniem rozumu podpali każdemu głowę,
By wyrzucili „pomoce naukowe”.
Wezwie szarych ludzi, zwykłych pracowników,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Wodą święcona ich zazdrość ugasi,
By mieli własny rozum, a nie tylko ptasi.
Podejdzie do dzieci, niemowląt w beciku,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Stworzy im do łóżek drewniane posłanie,
By wpoić im od początku dobre wychowanie.
Zajrzy w parku do staruszków siedzących na kocyku,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Zabierze im protezy, laski i wspomnienia z Francji,
By nabrali dla świata więcej tolerancji.
Wywoła duchy, wskrzesi nieboszczyków,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Wtrąci ich do piekła, niebo im odbierze,
By straszyły w nocy tylko nietoperze.
Zasieje na trawniku piołun zielony,
By rozprzestrzenił się we wszystkie strony.
Zebrane jego liście poddane destylacji
Będą umileniem każdej kolacji.
Błędy rozpuszczone w nieziemskiej goryczy,
Rankiem zastąpi smak cudnej słodyczy,
Rozpuszczonej w szklance ciepłej wódki,
By zapomnieć o wszystkim i pogrzebać smutki.
Znów jasność się pojawi wśród oczu zamglonych,
Anioł od Nieboleści – opoka strapionych.
W szklance czystej wódki nalanej o świcie,
Przyjedzie jasność wielka w butach drewnianych
Ubrana tylko w żółty sweter wełniany.
Stanie skrzywiona w swej kwiecistej sukience
Błagalnie wyciągając ku ludziom ręce.
Spojrzy prosto w niebo, spojrzy na około,
Bezradnie puknie się paluchem w swe czoło.
Wyjmie z kieszeni aureolę złożoną,
A z drugiej wyjmie wodę święconą.
Golnie z flaszeczki łyczek boskości,
Strzeli palcami, prostując kości.
Założy na głowę aureolę lnianą
I zmieni się w postać niepokalaną.
Najpierw przywoła wszystkich polityków
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Trzaśnie im młotkiem w sam środek czoła
I zdrowy rozsądek znów do nich przywoła.
Wezwie do siebie księży, kleryków
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Każdego pejczem skarci i powie: „Bracie!
Zostałeś duchownym, więc żyj w celibacie!”
Podejdzie do lekarzy, znachorów, medyków,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Każdemu kąpiel gorącą zgotuje
I lewe recepty w mig powypisuje.
Przywoła bogaczy i urzędników,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Najpierw zasadzi im pensje zerowe
A później opieszale zetnie wszystkim głowę.
Osadzi policjantów, ochroniarzy, strażników,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Pałą przejedzie każdemu po piętach
By o brawurze zapomniał a o lojalności pamiętał.
Wskaże na profesorów, uczonych, krytyków,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Tępą kosą podetnie im skrzydła,
By mania wyższości na dobre im zbrzydła.
Zawoła studentów, uczniów, laików,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Płomieniem rozumu podpali każdemu głowę,
By wyrzucili „pomoce naukowe”.
Wezwie szarych ludzi, zwykłych pracowników,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Wodą święcona ich zazdrość ugasi,
By mieli własny rozum, a nie tylko ptasi.
Podejdzie do dzieci, niemowląt w beciku,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Stworzy im do łóżek drewniane posłanie,
By wpoić im od początku dobre wychowanie.
Zajrzy w parku do staruszków siedzących na kocyku,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Zabierze im protezy, laski i wspomnienia z Francji,
By nabrali dla świata więcej tolerancji.
Wywoła duchy, wskrzesi nieboszczyków,
Co błędów na swym koncie mają bez liku.
Wtrąci ich do piekła, niebo im odbierze,
By straszyły w nocy tylko nietoperze.
Zasieje na trawniku piołun zielony,
By rozprzestrzenił się we wszystkie strony.
Zebrane jego liście poddane destylacji
Będą umileniem każdej kolacji.
Błędy rozpuszczone w nieziemskiej goryczy,
Rankiem zastąpi smak cudnej słodyczy,
Rozpuszczonej w szklance ciepłej wódki,
By zapomnieć o wszystkim i pogrzebać smutki.
Znów jasność się pojawi wśród oczu zamglonych,
Anioł od Nieboleści – opoka strapionych.
środa, 8 lutego 2012
Łysy fenomen
Widzę Cię całkiem od niedawna w tłumie
Plączesz się zdarzeniom pod nogami
Twą głowę dostrzegam między myślami
Bo snujesz się z nimi w moim rozumie
Przez swoje grube szkła okularów
Próbuje sylwetki Twojej ostrość zobaczyć
Dotykam lamp biegnąc wśród bulwarów
By Cię dogonić, zaczepić, zahaczyć.
Widzę Twą głowę pełną dzikich myśli
Zamkniętych niedostępnie przed mymi palcami
I tylko samotnie w nocy mogę wyśnić
Co kryje się w oczach i łysej czuprynie
Jakie dzikie żądze władają Twymi ustami
I czekać aż czas zbyt szybko nam nie upłynie.
Plączesz się zdarzeniom pod nogami
Twą głowę dostrzegam między myślami
Bo snujesz się z nimi w moim rozumie
Przez swoje grube szkła okularów
Próbuje sylwetki Twojej ostrość zobaczyć
Dotykam lamp biegnąc wśród bulwarów
By Cię dogonić, zaczepić, zahaczyć.
Widzę Twą głowę pełną dzikich myśli
Zamkniętych niedostępnie przed mymi palcami
I tylko samotnie w nocy mogę wyśnić
Co kryje się w oczach i łysej czuprynie
Jakie dzikie żądze władają Twymi ustami
I czekać aż czas zbyt szybko nam nie upłynie.
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Niepewność
a jeśli Ci powiem,
że Cię kocham nad życie
czy wyjdziesz za mnie czy z siebie
i obok staniesz?
a jeśli Ci powiem,
że pragnę Cię skrycie
czy zesztywniejesz dla mnie
czy w szoku zwiotczejesz?
a gdybym marzył
o Tobie ukradkiem
planował wspólne podróże ku słońcu
widział Cię co noc
we śnie i przytulonym
czy serce swe wyrwiesz dla mnie?
że Cię kocham nad życie
czy wyjdziesz za mnie czy z siebie
i obok staniesz?
a jeśli Ci powiem,
że pragnę Cię skrycie
czy zesztywniejesz dla mnie
czy w szoku zwiotczejesz?
a gdybym marzył
o Tobie ukradkiem
planował wspólne podróże ku słońcu
widział Cię co noc
we śnie i przytulonym
czy serce swe wyrwiesz dla mnie?
piątek, 13 stycznia 2012
Na salonach
100 osób jednocześnie,
a kołtun wielkiego zastanawiania
plącze się w neuronach.
Nieuczesani goście.
Wełna Twórcza mieszka w salonach,
a raczej gości tam, bo wpada i wypada,
jak owca na pastwisko
tyle, że owca nie sieje takiego zamętu
i takich zniszczeń w podstawach myślenia
jak Wielka Twórcza Kołtuniarka- Wełna Tworzenia.
Wpada też czasem Wielka Myśląca,
Po co, nie wiem, tego nie wiedzą nawet
najstarsze góralskie dziwki męskie.
Ta to dopiero robi zadymę.
I nigdy jej nie wychodzi tak jakby tego chciała.
Zawsze jakiś patałach się wyłamuje
i szlag ją trafia, więc rzuca wtedy
wszystko w diabły i idzie sobie.
Ot i zostawia większy bałagan niż zastaje.
Leńsław Śmierdliwy także gości dość często
i ni cholery wygonić nie można.
Rozsiada się na sofach i gapi się na Pokusy,
które też jakby były u siebie,
rządzą się przy telewizorze myślowym.
Wazelina wazelina, cieknie aż nudno.
I Mądral Genialny z Bezradnikiem Żałosnym
zawsze coś tam kombinują.
Zazwyczaj na tarasie, by móc nieustannie
obserwować bieg wydarzeń i korygować je bądź olewać.
I też ni diabła im nie wychodzi,
bo przecież się nie dogadują do końca.
Jak nie Idealna Idea Idealności Pomysłu
to Rozłożyste Ramiona Żałości Beznadziejnej.
Ot i pozostaje popatrzeć na słońce i udawać Wariata.
W kuchni umysłu jak zwykle siedzi
Głupawka Chichotliwa. Siedzi w kuchni,
bo za głośna jest by siedzieć w salonie.
Poza tym wpada zawsze ze śniadaniem,
szczególnie uciążliwa po ciężkiej nocy dla innych.
Taka z niej idiotka, że pomimo protestów
zawsze przywraca dobrostan chiński - czyli jako taki.
Gderek Trajkotek popindala na rowerku neuronowym
gdzieś na podwórzu, bo na salonach
wszystkich by poprzetrącał słowami.
Niech no on się tylko rozpędzi.
Zresztą jego brat bliźniak Słowotok Nawrotny,
wcale nie gorszy. Obaj robią zamęt
nie tylko wśród salonów, ale i w promieniu słyszalności.
Piroman Zapał Słomiany to gość raczej ustawiony.
Wpada znienacka, ale zawsze błyskotliwie,
z bukietem pomysłów najświeższych
i całą paczką dynamitu.
Efektu długo czekać nie trzeba.
Wszyscy go znają, dlatego póki mogą
dzwonią po Chęci, bo te z kolei to mają się ku Zapałowi.
Czasem im ulega i rodzi się z tego
jakieś bękarciarskie dziecko
w postaci Czynu Wspaniałomyślnego
lub Błyskotki Neuronowej,
ale to raczej wyjątki i wszystkie
nagle jakoś zatracają się gdzieś w świecie poza głową.
Pomoc Łaskawa jakoś tak nie często bywa w okolicach.
Ściemniacz Zdrowotliwy siedzi w piwnicy,
a w sumie to śpi, budzony tylko wtedy
przez Wielką Myślącą, kiedy biedaczka nie wie,
co ma zrobić, albo budzony przez Bezradność Beznadziejną,
która zawsze szuka innej alternatywy,
byle tylko nie wpaść na Tłustą Prawdę
(spasła się pijąc nieustannie Oliwę...).
Kombinatorka Zapobiegliwa
też czasem się pojawia,
ale ta to ma klasę dopiero.
Niebieskie jest zawsze różowe dla niej,
zresztą wszystko jest dla niej różowe.
Nie od parady. Ta jak coś namąci
to Wielka Myśląca siada i popada w kompleksy.
Kombinatorka łazi zawsze z jednym fagasem
-modnisiem Upiększaczem Sfrajerzonym,
który niejako wygładza jej pole działania
na zasadzie podobnej do Ściemniacza Zdrowotliwego.
Kręci się czasem niedaleko Fleja Zakała,
ale nieszkodliwa to bestia dla salonów.
Widzą go czasem z okna oka.
W nocy łazi po ogrodzie brudząc co nieco.
Na etacie zatrudniony jest też Pedant Eksplorator,
taki służący, co to sprząta szkody po Wielkiej Myślącej.
Fajny gościu, tylko czasem jak coś
gdzieś wciśnie to nawet Szperacz Gnębliwy
albo Wścibska Ciekawska nie są w stanie dotrzeć do tego.
A tych dwoje to takie małe źródełko nowości.
Wścibska Ciekawska odchudzała się tak długo,
że teraz jest w stanie zmieścić się praktycznie wszędzie
i włazi gdzie popadnie.
Za to Szperacz Gnębliwy
wyuczył się tortur niewerbalnych na tyle,
że szybkimi czynami i pytaniami
demaskuje po kryjomu najbardziej
śmierdzące Szczegóły.
Bywa też tu Fochacz Opryskliwy,
ale raczej rzadki to gość.
Razem z Chorobliwą Zazdrością
wynajmują inne neurony nieopodal,
co nie oznacza, że się gdzieś
na horyzoncie nie pojawiają od czasu do czasu.
I że to wszystko w salonie się mieści...
a kołtun wielkiego zastanawiania
plącze się w neuronach.
Nieuczesani goście.
Wełna Twórcza mieszka w salonach,
a raczej gości tam, bo wpada i wypada,
jak owca na pastwisko
tyle, że owca nie sieje takiego zamętu
i takich zniszczeń w podstawach myślenia
jak Wielka Twórcza Kołtuniarka- Wełna Tworzenia.
Wpada też czasem Wielka Myśląca,
Po co, nie wiem, tego nie wiedzą nawet
najstarsze góralskie dziwki męskie.
Ta to dopiero robi zadymę.
I nigdy jej nie wychodzi tak jakby tego chciała.
Zawsze jakiś patałach się wyłamuje
i szlag ją trafia, więc rzuca wtedy
wszystko w diabły i idzie sobie.
Ot i zostawia większy bałagan niż zastaje.
Leńsław Śmierdliwy także gości dość często
i ni cholery wygonić nie można.
Rozsiada się na sofach i gapi się na Pokusy,
które też jakby były u siebie,
rządzą się przy telewizorze myślowym.
Wazelina wazelina, cieknie aż nudno.
I Mądral Genialny z Bezradnikiem Żałosnym
zawsze coś tam kombinują.
Zazwyczaj na tarasie, by móc nieustannie
obserwować bieg wydarzeń i korygować je bądź olewać.
I też ni diabła im nie wychodzi,
bo przecież się nie dogadują do końca.
Jak nie Idealna Idea Idealności Pomysłu
to Rozłożyste Ramiona Żałości Beznadziejnej.
Ot i pozostaje popatrzeć na słońce i udawać Wariata.
W kuchni umysłu jak zwykle siedzi
Głupawka Chichotliwa. Siedzi w kuchni,
bo za głośna jest by siedzieć w salonie.
Poza tym wpada zawsze ze śniadaniem,
szczególnie uciążliwa po ciężkiej nocy dla innych.
Taka z niej idiotka, że pomimo protestów
zawsze przywraca dobrostan chiński - czyli jako taki.
Gderek Trajkotek popindala na rowerku neuronowym
gdzieś na podwórzu, bo na salonach
wszystkich by poprzetrącał słowami.
Niech no on się tylko rozpędzi.
Zresztą jego brat bliźniak Słowotok Nawrotny,
wcale nie gorszy. Obaj robią zamęt
nie tylko wśród salonów, ale i w promieniu słyszalności.
Piroman Zapał Słomiany to gość raczej ustawiony.
Wpada znienacka, ale zawsze błyskotliwie,
z bukietem pomysłów najświeższych
i całą paczką dynamitu.
Efektu długo czekać nie trzeba.
Wszyscy go znają, dlatego póki mogą
dzwonią po Chęci, bo te z kolei to mają się ku Zapałowi.
Czasem im ulega i rodzi się z tego
jakieś bękarciarskie dziecko
w postaci Czynu Wspaniałomyślnego
lub Błyskotki Neuronowej,
ale to raczej wyjątki i wszystkie
nagle jakoś zatracają się gdzieś w świecie poza głową.
Pomoc Łaskawa jakoś tak nie często bywa w okolicach.
Ściemniacz Zdrowotliwy siedzi w piwnicy,
a w sumie to śpi, budzony tylko wtedy
przez Wielką Myślącą, kiedy biedaczka nie wie,
co ma zrobić, albo budzony przez Bezradność Beznadziejną,
która zawsze szuka innej alternatywy,
byle tylko nie wpaść na Tłustą Prawdę
(spasła się pijąc nieustannie Oliwę...).
Kombinatorka Zapobiegliwa
też czasem się pojawia,
ale ta to ma klasę dopiero.
Niebieskie jest zawsze różowe dla niej,
zresztą wszystko jest dla niej różowe.
Nie od parady. Ta jak coś namąci
to Wielka Myśląca siada i popada w kompleksy.
Kombinatorka łazi zawsze z jednym fagasem
-modnisiem Upiększaczem Sfrajerzonym,
który niejako wygładza jej pole działania
na zasadzie podobnej do Ściemniacza Zdrowotliwego.
Kręci się czasem niedaleko Fleja Zakała,
ale nieszkodliwa to bestia dla salonów.
Widzą go czasem z okna oka.
W nocy łazi po ogrodzie brudząc co nieco.
Na etacie zatrudniony jest też Pedant Eksplorator,
taki służący, co to sprząta szkody po Wielkiej Myślącej.
Fajny gościu, tylko czasem jak coś
gdzieś wciśnie to nawet Szperacz Gnębliwy
albo Wścibska Ciekawska nie są w stanie dotrzeć do tego.
A tych dwoje to takie małe źródełko nowości.
Wścibska Ciekawska odchudzała się tak długo,
że teraz jest w stanie zmieścić się praktycznie wszędzie
i włazi gdzie popadnie.
Za to Szperacz Gnębliwy
wyuczył się tortur niewerbalnych na tyle,
że szybkimi czynami i pytaniami
demaskuje po kryjomu najbardziej
śmierdzące Szczegóły.
Bywa też tu Fochacz Opryskliwy,
ale raczej rzadki to gość.
Razem z Chorobliwą Zazdrością
wynajmują inne neurony nieopodal,
co nie oznacza, że się gdzieś
na horyzoncie nie pojawiają od czasu do czasu.
I że to wszystko w salonie się mieści...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)