piątek, 30 września 2011

Impresja o liściach

Husarskie skrzydła drzew rozognionych
Wirują w powietrzu, w wietrze szalonym.
Wirują, lecą na strony, prosto.
Spadają na ziemię z umarłą wiosną.

W kolorach pieca słońcem spalone
Wciąż umierają liście... czerwone.
W kolorach słońca deszczem gaszone.
Kropla za kroplą topią wciąż błoto,

Mieni się czerwień, zieleń i złoto.
Krwawe chodniki złotem zasnute,
Łyse korony - śmiercią zatrute.
Aleje płyną w deszczu kroplami.

Leżą w tym błocie umarłe nasiona,
Kasztan i żołędź - w bezdechu kona.
Liść liściem liści w zaliściu liści
Wśród kasztanowych umarłych liści.

Złoto się leje, bezdech oplata,
Kruk tuż za krukiem ze śmiercią lata.
Umarła wiosna spadła do ziemi
I teraz tylko złotem się mieni...

czwartek, 29 września 2011

Nastolatki

On się nie myje, ona się maluje
codziennie widzą się w szkole.
On wieczorami graffiti rysuje,
ona w szafie ma mole.

On ma kolegów, ona koleżanki
i każde rozum niewielki.
Najtańsze wino piją ze szklanki
kolekcjonując butelki.

Szesnasta wiosna właśnie im mija,
na noce nie chodzą do domów,
grube łańcuchy noszą na szyjach
kochają się już bez kondomów.

Kuchenną mową emocje wyrażają
całują się w metrze wśród ludzi.
Wieczorami na ulice się rozpełzają
bo w domach im strasznie się nudzi.

środa, 28 września 2011

Myśli nieuczesane

wciąż trwa ten pierwszy dreszcz
przeszywa palców końce
wciąż trwa to podniecenie
unosi tuż nad dywan

niepewność się kotłuje
wciąż z brakiem zapewnienia
strach się czai na rzęsach

znów radość zmysły pieści
lecz spływa po łez rzece
słów mak się sypie z gardła
a cisza schnie po kątach

wciąż drażni błoga woń
wciąż gładkość dłoni czuć
a strach się czai na rzęsach

aksamit ust wciąż grzeje
zasłania świat realiów
poduszka kolan jak „Jasiek”
ustala błogo myślenie

chęć bycia, bliskości, uścisku
wciąż trzyma ster na powierzchni
a strach się czai na rzęsach

wtorek, 27 września 2011

Rankiem

Warszawa skąpana we świcie
Ty pracujesz, ja śnię kolejną bajkę
Słońce rozdzierać chce nocy czeluści
A Ty mnie całunkiem po budzisz
Zostawiam Cię na mych ustach
do naszego spotkania na poduszkach

sobota, 24 września 2011

Widzenie

widziałem Cię
jak między drzewami
liście łapałaś
w suche jak pieprz dłonie
i kolorami
zabijałaś wiosnę
by namalować martwy obraz

stopami brodziłaś pośród runa
szarobrunatnego mokrego
od deszczu
pod paznokciami chowałaś
kawałki zbutwiałej kory brzozy
i rozgniatałaś w dłoniach motyle

widziałem Cię
jak w szumie wiatru
lekko uniosłaś
głowę ku niebu
by niemym wrzaskiem
zasłonić słońce
i spuścić na ziemię
grad biały

widziałaś mnie
jak biegnę od Ciebie
ku drodze ubitej
zasłaniam oczy
przed ramionami świerków
i szuram stopami
niszcząc jagodziny
czy jestem częścią Twego obrazu?

piątek, 23 września 2011

Kiedyś

zdechłe od smogu
pomidory z tych bardziej zdechłych
kupują
pączki w naftalinie
a szczęka trzyma zęby
z porcelitu
jak sedes...

w dupie przepraszam
bo się należy
za staż
za twarz za bezczelność

inaczej laska Cię poskromi
a cierpkie spojrzenie powie
"Gówniarzu!"

śmierdzi moczem i tym...
takim jak charakter
w czerwonej cegle wypiekany

z Arkońskiej na Banacha
na Podgórną i Chałubińskiego
bo tam białe Amby
w drewnianych Fatimkach
podają morfę...

południe aż ciasno
na niebie szarak zielonkawy
od moczu starej dermy
i pantofle z miękkim stępem

garść piachu na języku
odpadają paznokcie od czyraków
a doły na krzyżowisku już ciepłe są

środa, 21 września 2011

Dlaczego burak nie tańczy?

Dostała sroka kość,
A kula w płot trafiła,
Anemik umarł na złość,
Abstynentka się utopiła.

Wpadł ten, co dołków nie kopał,
Koń płakał słodkimi łzami,
Z wozu wyrzucili chłopa,
Gdy dzieci przemówiły z rybami.

Gdzie baba za Diabła nie poszła,
Tam długi list wysłała,
Koza zmądrzała, bo brzoza nie urosła,
Gdy Fortuna zbankrutowała.

Zamknięto szkołę przez ból palca i głowy,
Ktoś widział niebieskie kokosy,
Ktoś zajadał tortu większe połowy,
A żabie urosły pod pachami włosy.

Erotyk

W ciepłym świetle świec świecznika,
W różu atmosfery wieczoru,
Ciało przez ciało przenika
Nabrawszy rdzawego koloru.

Oczyma łapczywie patrzą
W głąb duszy, jak w studnie bezdenną,
Czekając cierpliwie aż zaczną
Akcję dla nich znamienną.

W uścisku dwie dusze się łączą,
Namiętnie się wiją i plączą
Dwa temperamenty płciowe
Tworzą teraz ciało nowe.

Całują się usta słowami
I uszy słyszą odgłosy,
Powietrze wypełnione jękami
I kroplami skórzanej rosy.

Palce suną po ciele
Drażniąc zmysłowo świadomość,
Zmysły w doznań popiele
Tracą cielesną pewność.

Językiem się wkrada w otchłanie
Gorących źródeł myślenia,
Czekając aż coś się stanie,
Bo brak mu zapewnienia.

W ręce delikatnie się chowa
Drążek napędzający działanie,
Co będzie penetrował od nowa
Podświadomości partnera otchłanie.

I szybciej, i mocniej, i jeszcze,
Aż emocje wstrząsną nami,
Aż przejdą po plecach dreszcze
I zalejemy się słonymi łzami.

Zaśniemy bez sił z dala od siebie
Kończąc ten potok rozmowy,
Oglądając ten sam Księżyc na niebie,
Przyciskając „Jaśka” do głowy.

Tym lepiej siebie znamy
Im częściej rozmawiamy.
TYM BARdziej się Kochamy
Im częściej rozmyślamy...

wtorek, 20 września 2011

Kolega z ławki

Pan pił coś prawda...
Tak też myślałem,
Bo zawsze widzę to w oczach.

I chwiejnym krokiem też pan nie idzie
Więc skąd mógłbym to właśnie wiedzieć?

Widział pan księżyc dzisiejszej nocy?
Prawda, że dureń przepiękny?
Wygląda lepiej przez denko butelki
Bo kolorowy tak nagle się staje.

Ja zawsze, widzi pan, płaczę.
Gdy denko osiągnę z łoskotem.
Nic już nie cieszy, wszędzie są żale
Ot walnąć sobie można ino młotem.

Nie wierzy pan słowom,
A czemu tu wierzyć, też racja.
Toż przecież każdy z nas ruszyć głową
Potrafi, a w kraju i tak demokracja.

Wie pan ja czasem palę po pijaku
Tak dla zabicia czasu wśród nocy.
Siądę na balkonie, płaszcz na wieszaku
Powieszę, bo w płaszczu się pocę.

Patrzył pan kiedyś w gwiazdy po spożyciu?
Niech mi pan wierzy, są cudne
Siada pan na ławce w parku w ukryciu
I patrzy pan w niebo obłudne.

Ma pan flaszeczki jeszcze troszeczki?
A, wypił pan wszystko jak leci...
Szkoda, bo napiłbym się jeszcze wódeczki
Lecz idę, zatem do domu, do żony, do dzieci...

Dobranoc panu
I Tobie Księżycu.

poniedziałek, 19 września 2011

Twój Szatan

Co innego Szatan w głowie
Który pieści, nęci, kusi,
Intryguje w każdym słowie
Myśli ciemne dusi.

Ogon wciska w obce głowy
Kontrolując w nich myślenie
Otwierając świat w nich nowy
Siejąc kuse cienie.

Oddać Tobie się w ramiona
To jak oddać siebie śmierci
W lekkie pióra uniesienia

W czarnych skrzydłach ciało skona
Wzrok Twój duszę mą przewierci
Będę częścią Twego cienia

niedziela, 18 września 2011

Prawie na jawie

śnisz mi się czasem
w mym samotnym śnie
w którym w domu z bala
siedzi ze mną pies przy kominku

codziennie po pracy piję czystej szklankę
włączam Mozarta lub Czajkowskiego
w pochmurne deszczowe dni
na długich spacerach z psem po lesie
myślę i wspominam

gotuję w nowoczesnej kuchni
danie niewykwintne
patrzę na sosny i łanie pod oknami
czuwam i czekam na oddech Twój

kilka razy w roku ślę grubą kasę nie swoim dzieciom
palę znicz na pamiątkę i ubieram jodłę
czytam świeże ekonomiczne gazety
i wracam do pustego domu
stary głupi zgorzkniały pedał

sobota, 17 września 2011

Ty mnie zostawisz

Ty mnie zostawisz
dla Piotra Michała Andrzeja lub Maćka

przestaniesz kochać
całować w czoło i się odprzytulisz

w głębokiej nocy
owiniesz swe ciało
i staniesz się lodem ciemności

na dystans gwiazdy a na wyciągnięcie ręki
zamkniesz za sobą portale czucia
i zetrzesz jak grafit wspomnienia

zobaczę twarz Twoją jak z porcelany
na starym obrazie na strychu

piątek, 16 września 2011

Nad ranem

Budzika stękanie
zapala promienie
sen spływa rynsztokami

Kawa i jogurt
wspólne śniadanie
stół w dżemie znaczony palcami

czwartek, 15 września 2011

Obiad pana młodego

gdy promienie tną już szyby
w ciepłej kuchni koncert trwa
puchem wznosi się tam mąka
łyżka na podłodze śpi

gwar potrąca dumne krzesła
gdzie lodówka już odtaje
w wodę wpada już cebula
fartuch znaczy ślady woni

swąd się niesie korytarzem
groch się sypie koralami
dywan wdycha smog patelni
szkło zastyga w deskach stołu

lekkie kroki słychać w holu
płaszcz opada z miękkim plaskiem
"Cześć Kochanie"- przypalone
ale Twoje, więc wyborne

środa, 14 września 2011

O poranku zimą w mieście

Męczysz mnie Życie
Skrycie o świcie
I kubek wrzeszczy o kawę
Nogi wystawić się nie chce z pieleszy
Bo zimno jak diabli i nic nie cieszy
Za oknem siąpi i deszcz i śnieg szary
Mróz przyciął nagle senne koszmary
Znów poniedziałek i dzień i chmury
Pies znów chce jeść i takie tam bzdury
W kałużach miasta pływają ludzie
I w autobusie miłości szlifują
Chcesz złapać grypę poliż okno w tramwaju
A jak szybko na dworzec złap Taxi w korku

wtorek, 13 września 2011

Nasze stosunki

Kiedy Ty chrapiesz
Ja gapię się smutnie w TVOkno

Kiedy ja chrapię
Ty budzisz mnie nagle nicniemówieniem

Gdy ja pracuję
Ty zapominasz o spontanicznej miłości do mnie

Gdy Ty pracujesz
Ja zjadam paznokcie z niecierpliwości

Jak ty gotujesz
Ja zjadam wszystko po domowemu z uśmiechem

Jak ja gotuję
Ty patrzysz z grymasem na wykwintność jak francuski piesek

A kiedy mówię, że kocham
Ty nic nie mówisz – milczysz wymownie, omijasz temat

A kiedy Ty kochasz…
Kiedy?

poniedziałek, 12 września 2011

Wernisaż

Co robi się na wernisażach?
Gada się pije i gada
Gapi się gada i opowiada
Bajki i ilustracje do nich się widzi
I gada się gapi pije i gada.

Po siódmym procencie
Ruszają się twarze
I śmieją się i mówią i piją dalej.

Sztuka wychodzi ze ściany znienacka
I towarzyszy twarzom w kieliszkach.
I gada się pije i siedzi i patrzy.

Po czterdziestym procencie
Kupuje się i gada
I sztuka lepiej wchodzi.

I patrzy się i rozmawia z artystą
I komplementuje się i kompletuje
Myśli na ścianach i że to rozwija
Nierozwinięte i pije się i gada
A później znów kupuje
W dzikim pędzie aukcji

I pije się sześćdziesiąty ósmy procent
I komplementuje się
I trzyma pion
I docenia się.

niedziela, 11 września 2011

***

Gdzieś tam serce moje,
ukradzione bije,
nad nim dłonie Twoje
- póki są - ja żyję.

W ciemnych korytarzach
widzę bladą twarz Twoją
uwiecznioną w obrazach
i posągach - póki jestem - stoją

Z myśli wyrwać Cię nie umiem
trzęsącymi dłońmi
zdarzyłeś się raz - tego nie rozumiem
skąd łza w oku i pot na skroni

Źle nam było w dobrobycie
dobrze razem choć osobno
Każdy płakał w ręce skrycie
tworząc miłość trudną, chłodną.

sobota, 10 września 2011

Za...

Za idealny na chłopaka
ma wszystko czego inni nie mają
nie złości się i jest spontaniczny

za dobry na partnera
bo inni czasem się odprzytulają
a on ukocha utuli aż przejdą smutki

za szczery na przyjaciela
bo prawdą tnie i wgniata w posadzkę
burzy konwenanse i stereotypy

za spokojny na sobotnie szaleństwo
bo woli sen spokojny i sok
od stukania obcasów i wódki

za zimny na ciepłego kochanka
tak chłodno ocenia sytuacje i ludzi
i mylić się do nich nigdy nie mylił

za ciepły na rozsądne myślenie o życiu
on zawsze jasno i klarownie stawia sprawy
i bywają raptem rzeczy szare w jego świecie

za głupi na ludowe mądrości o miłości
a miłość bez seksu dla niego nie istnieje
i namiętność czuwa na skroniach

za mądry na ludzkie gadanie
wciąż chce ulepszać świat
i wymazać szarą beznadziejność istnienia

Za kochany
na męża, żonę, kapłana lub syna
Zakochany

czwartek, 8 września 2011

My, o których wiemy, ale nie mówimy, nie myślimy, nie chcemy.

Jesteśmy tylko hipokrytami

Wiecznie goniącymi za złotymi górami

Mówiącymi nieustannie, że nam czegoś brak

A gdy już to mamy, znów jest coś nie tak.


Szczęście potrafimy dostrzec u bliźniego

nie doceniając zupełnie swojego – własnego,

Zawsze narzekamy na to w czym dziś trwamy

I żałujemy bardzo, gdy tego już nie mamy.


Żałujemy bliskich gdy u nich bywa źle,

Lecz w duchu dziękujemy, że u nas jest dobrze.

Litościwi bywamy licząc zadośćuczynienia

A dobrymi uczynkami kleimy dziury sumienia.

Gwiezdne opowieści

Gdy przyjdzie noc
Owinąwszy się w koc
Wyjdź z domu i spojrzyj w niebo.
Tam w głębokiej ciemności
Sekrety są skryte
Tajemnicą spowite
Historie nie znane jeszcze nikomu.

Tam matka i córka zaklęte na niebie
Jako dwa wozy lub para niedźwiedzi
Biegną po chmurach prosto do siebie
Lecz nieskutecznie,
Czar złośliwych bogów na ich ogonach siedzi odwiecznie.
Między nimi Smok się przebija
Zygzakiem jak leśna żmija.
Przez Atenę na niebo rzucony,
Strzałą Heraklesa ugodzony.
Głową swą wskazuje dzielnego Wężownika,
Któremu z rąk silnych Serpens umyka.

Ze Wschodu na Zachód niebo przemierzają
Łabędź i Orzeł
W nocnej porze
Na Mlecznej Drodze się spotykają.
Pomiędzy nimi Delfin Lis i Strzała,
A po drugiej stronie Lutnia mała,
Którą rozświetla gwiazda wspaniała,
Co rozmiarami Słońcu dorównuje
Wega – w początkach lipca góruje.

Tuż za Herkulesem Korona się unosi
Do pięknej Ariadny należąca,
Pod nią bestii – Węża głowa śpiąca,
A obok Wolarz co sierpem kosi.

Po drugiej nieba stronie
Nieszczęsna rodzina w gwiazdach płonie.
Kasjopeja jako litera W widziana,
Tuż obok jej córka – Andromeda związana,
Z drugiej zaś strony mąż Cefeusz,
Poniżej Kasjopei dzielny Perseusz,
Lecąc na skrzydlatym Pegazie,
Zauważył Andromedę związaną na głazie
Wielorybowi oddaną w ofierze.
Dzielny młodzieniec w szranki stwora bierze.
Cały ten obszar nieba wspaniały

Od wieków Zodiaki pasem okalały.
Całej gromadzie Baran przewodzi,
Ze swym runem złotym
W październiku w niebo wschodzi.
Dalej Io w Byka przemieniona
Z grupką dziewcząt na niebie jest zawieszona.
Plejady i Hiady – płaczące uosobienia cnoty.
Nieśmiertelne Bliźnięta gromadą są trzecia
A ich gwiazdy: Kastor i Poluks mocno w nocy świecą.
Rak zgnieciony stopą Heraklesa
Ciało swe bokiem ku Hydrze zwiesza.
Postrach Nemejczyków,
Wśród paniki i swych ryków,
Których wkoło wiele czyni
Lew jest królem na pustyni.
Tysbe, Pyram – kochankowie,
Śmierć ponieśli przy Lwa głowie.
Szósta gwiazd Zodiaku gromada
O mitycznej Pannie – Persefonie opowiada.
Pół roku na Ziemi pół roku w podziemiach
Panna swe położenie na nocnym niebie zmienia.
Spica – jej gwiazda samotna na niebie
Nie ma towarzysza jasnego na niebie.
Górującą w połowie maja Wagę,
w rękach sprawiedliwych trzyma
Rzymska bogini Astraja.
Gdy na niebo wychodzi Skorpion
Ukłuty jego kolcem Orion
Umiera na zachodzie.
Ale Skorpion miażdżony przez Wężownika
Na zachodzie później znika.
Pół człowiek, pół koń
Podnosi swój łuk,
podnosi swą skroń,
Wypuszcza swą strzałę prosto w Skorpiona,
Który nią trafiony natychmiast kona.
Na wschód od Strzelca położony
Koziorożec w rybę na wpół przemieniony.
Rogacz pomocny w każdej potrzebie,
W sierpniu góruje na nocnym niebie.
Wśród gwiazd nocnego nieba Wodnik wodę rozlewa.
Przez Orła uniesiony Ganimed – przez Zeusa
W gwiazdach został umieszczony.
Gwiezdnym sznurem powiązane
Dryfują poprzez nieba fale.
Kupid i Wenus – dwie Ryby astralne
Tworzą ostatnie gwiazdy zodiakalne.

Razem z Rybami po niebie pływa
Ogromne ciało Wieloryba.
Pod jego ogonem warsztat Rzeźbiarza,
Co z drewna i kamieni posągi wytwarza.

Strumień wody z dzbana Wodnika
Ryba Południowa swą paszczą połyka.
Jej gwiazda Fomalhaut samotnie na niebie zwisa
I jest czternastą częścią ciała Ozyrysa.

Spod Ryby Południowej Żuraw wylatuje
A swym dziobem różowym Koziorożca wskazuje.
Pod nogą Żurawia Indianin w gwiazdach świeci
A z jego lewej strony gwiezdny Paw po niebie leci.
Na wieczną pamiątkę nauce oddane
Mikroskop i Teleskop w gwiazdy są wpisane.
Tuż nad teleskopem w Strzelca rozkroku
Korona Selene użycza uroku.

Po bitwie z Tytanami Bogowie świętowali.
Jasny ogień ku czci zwycięstwa na Ołtarzu rozpalali.
Dziś Ołtarz widać w gwiezdnej gęstwinie
Pod ogonem Skorpiona po niebie płynie.
Tuż obok Ołtarza Likaon w Wilka przemieniony
Za potrawę z ciała ludzkiego Przez Zeusa w gwiazdy został wtopiony.

Wśród gromad gwiazd szlaku niebieskiego
Gwiazda Toliman Chirona wskazuje,
Centaura co ponad wszystkie centaury króluje.
Z mgławicowym Workiem węgla i Szkatułą z klejnotami
Krzyż Południowy jest wyznaczony czterema gwiazdami.

Najmniejszym jest gwiazdozbiorem południowego nieba,
Ażeby go odnaleźć centaura znaleźć trzeba.
Lecąc po wodę co daje życie
Kruk siadł na figowcu i patrzył w zachwycie
Jak figi rumiane na drzewie dojrzewały.
Tymczasem minuty, godziny mijały.
Kruk nie najedzony i Puchar nie przelany
Za takie marnotrawstwo ptak został ukarany.
Z Hydrą pilnującą pucharu, Kruk wiecznie spragniony,
Przez Apollona nad głową Centaura został w gwiazdach umieszczony.

Tuż pod nieśmiertelnymi Bliźniętami
Przemierza niebo białymi kopytami Jednorożec
W nocnej porze
Spotyka się na niebie z Wielkim Psem - Egipskim dusz przewodnikiem.
Na wieczne przewodzenie duszom, skazany
W gwiazdy za solidność został przelany.

Trójgwiezdna na niebie Korona
Pas wyznacza Oriona.
Myśliwy za przechwałki ukłuty przez Skorpiona.
Gdy Skorpion na niebie wschodzi – Orion na niebie kona.

Tuż pod Orionem zając w gwiazdach świeci
A pod zajęczymi łapami Gołąb astralny leci.
Przy lewej nodze Oriona bieg swój rozpoczyna
„Rzeka łez” – Erydanu głębina.
Rzeka spalona Faetowymi płomieniami
Lśni na niebie bladymi gwiazdami.

Na końcu Erydanu z popiołów powstaje
Feniks – ptak, który w ogniu staje.
Tuż obok pod pazurami Tukana
Znajduje się mała Mgławica Magellana.

Wśród szerokich przestworzy globu niebieskiego
Pływa maleńka serpentyna Węża wodnego.
Tuż obok wznosi się Góra stołowa,
W której jaskiniach Kameleon się chowa.

Pięćdziesięciu śmiałków z mitycznej krainy
W podróż ruszyło przez morskie głębiny.
Okrętem Argo, dzielni herosi -
każdy z nich imię sławne w świecie, nosił -
wypłynęli na poszukiwania runa złotego,
Które należało do barana świętego.
Pod dowództwem Jazona i patronatem Ateny
Argonauci odkrywali nowe tereny.
Ciekawe przygody im towarzyszyły,
Nowe widoki ich oczy cieszyły.
Dziś okręt wspaniały razem z żaglami
Dryfuje na pamiątkę pomiędzy gwiazdami
Pomiędzy Psem Wielkim a Centaurem Chironem.
A pod okrętem skrzydła ma rozłożone
Latająca Ryba co po niebie dryfuje
Przemierzając niebo w styczniu góruje.

Gwiazdy do siebie to mają,
Że różne tajemnice i historie skrywają.
Zachwycają i cieszą w nocnej porze,
Świecą jasnym blaskiem w różnym kolorze.

Te spadające życzenia spełniają,
Natchnienie poetom i pisarzom dają,
Nadzieję wlewają w serca żeglarzy,
Gdy coś niedobrego na morzu się wydarzy.
Przewodniczkami są ludzi zagubionych
I tłem dla kochanków w uścisku splecionych
Owiniętych w wełniany koc,
Siedzących na trawie w ciepłą, letnią noc
I patrząc w niebo z taką radością
Z jaką siebie wzajemnie darzą miłością.

Dlatego kiedy przyjdzie noc
Owinąwszy się w koc
Wyjdź z domu i spojrzyj w niebo.
Tam w nieba ciemności sekrety są skryte,
Tajemnicą spowite
Historie nie znane jeszcze nikomu.
Może w tym prochu gwieździstym na niebie
Znajdziesz gwiazdę przewodnią tylko dla siebie…

środa, 7 września 2011

Mógłbym być niewierny... przecież.

gapię się jak ciele
w znaczek od Ciebie na kopercie
i czekam
na list
na słowo
literę
wymowną ciszę

czytam przyklejone
do lodówki żółte kartki
na zakupy
przypominają
o marchewce
o mleku
maszynkach do golenia
i płynie do naczyń
ani słowa i myśli
o Tobie
o nas
o mnie
od Ciebie

widzę Twoja gębę
w ramce
w kurzu na półce
szczerzysz się
bóg raczy wiedzieć
do czego i po co
nie do mnie
nie do niego
do nikogo
jak głupi

i czekam w nieskończoności
bo inaczej nie umiem
mógłbym być niewierny
przecież

wtorek, 6 września 2011

Kiedy zamykam oczy...

Kiedy zamykam oczy,
Nic nie widzę – choć nie jestem sam.
W medytacjach duch się ze mną droczy
Mimo, iż to ja rację mam.

Każdą krople rosy
Nawijam na szpulkę i wkładam do kieszeni,
Gdzie pająki z niej plotą labirynty cieni
Cieniutkie jak włosy…

Mimo upału i słońca
Jestem blady – niezadowolony z urody,
Wyczekuję zmiany – monotonii końca!
…a może zmiany pogody…?

Kim jestem? – Kto wie?
Zanim byłem, nic nie było jasne…
Czy ja mam tylko siebie – ciało własne?
Czy ja mam dla siebie Ciebie?

Kiedy zamykam oczy?
Kiedy nie jestem sam, bo to życie!
Każdy planuje, kombinuje skrycie…
Komu mam zaufać? Tobie? Czy…?

Wszystko jest dla mnie kłębkiem
Poplątane – choć w odpowiednim układzie,
To owce! Zgromadzone w jednym wielkim stadzie,
Nie wiesz… Która jest wilkiem.

poniedziałek, 5 września 2011

Serce na deser

Czy potrzebny mi do szczęścia taki ktoś jak Ty

Co odmawia mi zamęścia i zabiera słodkie sny?

Czy potrzebny mi do życia taki los w takiej ofierze

Który uczuć bez pokrycia nie chce dać i też nie bierze?


Czy potrzebna mi do łóżka taka lalka z drewna cała

Która końcem choćby palca wcale mnie nie dotykała?

Czy potrzebne mi tęsknoty, pocałunki, zwiędłe kwiatki

Kiedy uczuć wszelkie wzloty znaczą tyle co upadki?


Ile westchnień, pragnień marzeń

Minąć musi bym zapomniał

Wszystkie światła dawnych zdarzeń


Któreś ze mną uskuteczniał

Czy wyrwane z piersi serce

Podać mam Ci w salaterce?

niedziela, 4 września 2011

za Tobą

nie widziałem Cię już kilka tygodni
nie słyszałem też twojego głosu
nie wyczułem Twoich ruchów w kosmosie
czy to oby nie za dużo...

zapach Twój już się nie unosi w holu
cisza tkwi wciśnięta w Twą szafę
lustro puste bez Twojego odbicia
jakoś tak zimno

kwiaty Twoje dawno już zżółkły
okno ciągle zasłoną uśpione
zapomniane przez Ciebie okruchy

ścieżkę znaczą do Twojego stołu
A ja wyrywam wciąż codziennie swe serce
by składać je Tobie w ofierze

sobota, 3 września 2011

Filiżanka

Codziennie pijesz z tej filiżanki

Słoneczne poranki pochmurne wieczory

I wielkie humory.

W niej kawa Jutrzenki

Otwiera Twe oczy i wciska w pęd miasta

Przy samym dnie

Codziennie piszesz w tej filiżance

Swoje historie na wielkie wojny

I małe uczucia

W niej sens istnienia zgłębiasz

I w czarnej herbacie czytasz swą przyszłość

Na chwilę za chwilę

Codziennie trzymasz tą filiżankę

W uścisku trwania i przenikania

W dłoniach swojego losu

Pozwalasz jej pieścić swe palce tworzenia

Dotykasz swoich ust by zmieniać

I świat nią kreujesz po swojemu.