Zakochałem się szybko,
kiedy rozstaliśmy się pierwszy raz - kochałem Cię,
moje serce pękało codziennie bo - kochałem Cię,
kiedy wróciliśmy do siebie - kochałem Cię,
moje serce pęczniało codziennie bo - kochałem Cię,
kiedy Cię zostawiałem - kochałem Cię,
i mimo, że nam nie wychodziło - kochałem Cię,
i mimo, że kocham Cię nadal
nie rozumiem dlaczego nie umiemy być razem.
środa, 21 grudnia 2011
środa, 7 grudnia 2011
Karmienie
Pomyślałby kto,
że ona i sutek
i kawałek tetrowej pieluchy
potrafią zgrać się
by karmić istnienie.
Napełniać mądrością
puste przestrzenie
i piękno wplatać
w atłasowe ciałko.
Koić płacz rzęsisty
sprawiać radość sercu
wpajać smaki domu
i mówić Tyś nasz
szeptem bliskości
że ona i sutek
i kawałek tetrowej pieluchy
potrafią zgrać się
by karmić istnienie.
Napełniać mądrością
puste przestrzenie
i piękno wplatać
w atłasowe ciałko.
Koić płacz rzęsisty
sprawiać radość sercu
wpajać smaki domu
i mówić Tyś nasz
szeptem bliskości
poniedziałek, 21 listopada 2011
Spowiedź
z kolejną Jutrzenką
przyklejam nową zmarszczkę
maluję nowy włos na siwo
gdy kolejny promień słońca
wpada przez me okno
i zapisuję
wspomnienie nowego dnia
łza na pogrzebie
po jednej dla każdego
by wystarczyło mi łez dla wszystkich zmarłych
przyjaciół, bliskich i dalekich
uśmiech w radości
i pół tańca weselnego,
żeby podzielić się tańcem
z dziećmi, wnukami i przyjaciółmi
Jak cyrkiel składam swe ciało
Z kolejnym Bożym narodzeniem
I wierzę w Wielkanoc,
Że też Zmartwychwstanę
Wyprostowany
Maluje zdjęcia
Na pożółkły kolor
I naftalinę wcieram uparcie
W ubrania i mole
Na świadectwo mojej bytności
Nie pędzę
Nie mówię
Nie wyglądam
Jeszcze kawałek kocham
I czekam.
Powiedzieli... a nie wiedzieli.
Jestem twardy…
Powiedział kamień, rosnącej wokół
trawie.
Jestem gorąca…
Powiedziała do mnie tarcza
słońca.
W moim domu jest zimno…
Powiedział Eskimos siedzący w
igloo.
Spadło ciśnienie…
Powiedziała mama, gdy w kuchni
spadł barometr.
W moim domu jest strasznie
gorąco…
Powiedziało ciasto w piekarniku.
Jest mi tak zimno, że zamarzły mi
palce…
Powiedział kurczak w zamrażarce.
Jestem silny i bystry…
Powiedział górski potok.
Jestem ze światem na bieżąco…
Powiedziała woda w kranie.
Lubię czuć się świeżo…
Powiedziała informacja prasowa.
Lubię ostre słowa…
Powiedział cięty język.
Lubię czadową atmosferę…
Powiedział tlenek węgla unoszący
się w dyskotece.
Lubię pływać i mówię prawdę…
Powiedziała oliwa sprawiedliwa.
Często wspinam się na wyżyny…
Powiedziała cena na sklepowej
metce.
Świecę ludziom przykładem…
Powiedziała żarówka w kinkiecie
na ścianie.
W ruchu człowiek się poci…
Powiedziała kioskarka sprzedająca
gazety.
Ubóstwiam małe przestrzenie…
Powiedziała klaustrofobia
lekarzowi.
Mam skomplikowany charakter…
Powiedziała kostka Rubika.
Zmieniam się bardzo często…
Powiedziała data do kalendarza.
Nie mogę się zdecydować…
Powiedziało wahadło w zegarze
ściennym.
Mam władzę nad wszystkimi ludźmi…
Powiedziało Życie…
czwartek, 17 listopada 2011
elegia
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy ciemność przyjdzie
ubrana w ciemny sweter gwiazd
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy chłodne dni jesieni
przysypią moje myśli liśćmi
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy słońce schowa się
pod puchową kołdrą szarej chmury
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy kruki zakraczą ostatnią
pieśń ciepłego popołudnia
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy krople deszczu łez
spadną na ostatni siny trawnik
kiedy ciemność przyjdzie
ubrana w ciemny sweter gwiazd
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy chłodne dni jesieni
przysypią moje myśli liśćmi
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy słońce schowa się
pod puchową kołdrą szarej chmury
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy kruki zakraczą ostatnią
pieśń ciepłego popołudnia
nie zapomnij o mnie proszę
kiedy krople deszczu łez
spadną na ostatni siny trawnik
środa, 16 listopada 2011
Kołysanka
Gdy
słońca już nie ma i gwiazdy święcą,
Niech
cicho do Ciebie anioły przylecą,
Niech w
noc Cię ułożą złotymi skrzydłami
Miedzy
chmurami a poranną zorzą,
Niech
Cię zamroczą złotymi snami…
środa, 9 listopada 2011
Naprawdę
O sztucznym poranku
Sztucznie zabijam
Sztucznym młotkiem dłoni
Sztucznego koguta
Jak lalka otwieram oczy
Ubieram papierowe ubranie
W plastikowe buty wkładam stopy
I zjadam drewniane śniadanie
Na niby rozmawiam z ludźmi
Sztucznie patrzę przed siebie
Sztuczne kwiaty kupuję w kwiaciarni
I foliową drogą sztucznie idę
Gumowy pocałunek wymieniam z dziewczyną
Za szklane dłonie łapiemy się sztucznie
Papierowych słów używamy w rozmowie
I spacerujemy po wstędze Möbiusa
Sztucznie zabijam
Sztucznym młotkiem dłoni
Sztucznego koguta
Jak lalka otwieram oczy
Ubieram papierowe ubranie
W plastikowe buty wkładam stopy
I zjadam drewniane śniadanie
Na niby rozmawiam z ludźmi
Sztucznie patrzę przed siebie
Sztuczne kwiaty kupuję w kwiaciarni
I foliową drogą sztucznie idę
Gumowy pocałunek wymieniam z dziewczyną
Za szklane dłonie łapiemy się sztucznie
Papierowych słów używamy w rozmowie
I spacerujemy po wstędze Möbiusa
Etykiety:
butelka Kleina,
dłoń,
guma,
kogut,
lalka,
młotek,
poranek,
spacer,
sztuczny,
wstęga Mobiusa
piątek, 4 listopada 2011
Za Żary
Gdy dzielą nas już tylko tory kolejowe
I mnóstwo miast na drodze krajowej
Mijane drzewa i upływające rzeki.
Wydajesz mi się teraz jakoś mniej daleki.
Gdy dzielą nas już tylko wspomnienia wieczorów
I owoce z lodami różnych kolorów
Wypite trunki i wspólne gotowanie
Nabiera znaczenia tamto kochanie.
Za białe plamy na włosach i skórze
Za uśmiech chłopięcy i dotyk dłoni
Za podpis zostawiony na miejskim murze.
Za miłość do tej samej Koloni
Za to, że mi towarzyszyłeś
Za Żary, które we mnie rozpaliłeś.
Marcinowi K. za miłość
I mnóstwo miast na drodze krajowej
Mijane drzewa i upływające rzeki.
Wydajesz mi się teraz jakoś mniej daleki.
Gdy dzielą nas już tylko wspomnienia wieczorów
I owoce z lodami różnych kolorów
Wypite trunki i wspólne gotowanie
Nabiera znaczenia tamto kochanie.
Za białe plamy na włosach i skórze
Za uśmiech chłopięcy i dotyk dłoni
Za podpis zostawiony na miejskim murze.
Za miłość do tej samej Koloni
Za to, że mi towarzyszyłeś
Za Żary, które we mnie rozpaliłeś.
Marcinowi K. za miłość
piątek, 28 października 2011
Kometa
Stałem się kometą
Gdy oddałem serce Tobie
Trzymasz je w swych gwiazdach
Gdy ja krążę sobie
Raz na tysiąc wieków
Patrzę w Twoje gwiazdozbiory
Muskam swym ogonem niebo
Zmieniam swe kolory
Wyrwać się nie mogę
Z przyciągania oczu twoich
Wciąż przemierzam jedną drogę
Spalam się wbrew własnej woli
czwartek, 20 października 2011
Groteska
W złamany lesie
Nabrzmiałe drzewa
Pod pękniętymi chmurami są
Wiatr plastikowy
Chłód w nim rozlewa
Szklane zwierzęta po runie mkną
Obwisłe liście
Chcą złapać słońce
Muchy się drą jak prześcieradła
Wyssane z życia
Stoją na łące
Potężne umysłu kowadła
Świadek starości
Ciszy skrzypienie
Zabiło wszelakie zmartwienia
I stoi w pudle
Cud podniecenie
Którego czas nawet nie zmienia
Nabrzmiałe drzewa
Pod pękniętymi chmurami są
Wiatr plastikowy
Chłód w nim rozlewa
Szklane zwierzęta po runie mkną
Obwisłe liście
Chcą złapać słońce
Muchy się drą jak prześcieradła
Wyssane z życia
Stoją na łące
Potężne umysłu kowadła
Świadek starości
Ciszy skrzypienie
Zabiło wszelakie zmartwienia
I stoi w pudle
Cud podniecenie
Którego czas nawet nie zmienia
poniedziałek, 17 października 2011
Wiszące kobiety
Na czerwonej łące pasły się kobiety
W krynolinach liści siedziały w uniesieniu,
Powbijawszy w niemowlęta tępe sztylety,
Oddały się z ulgą własnemu podnieceniu.
Wyrwawszy swe żyły piach gryzły zębami
Z uśmiechem na pysku śliniły się stale,
Sprawdzały drzew konary stukając palcami,
Wirując nad ziemią jak ćmy w karnawale.
Splecione włosami kiwały głowami
To w prawo, to w lewo, co trzecia do tyłu,
Pląsały jak dzikie między kamieniami
Wzbudzając w swym gronie tumany pyłu.
I pal stał na środku, a na nim męska głowa
I ogień i wiatr smagały im skronie
I dzieci tam były, kogut, martwa głowa
I sine jak niebo obcięte dłonie.
Tańce i śpiewy słyszeć się dało
Orgia krwi drażniła zmysły,
Nagie boginki odsłoniły ciało
I same po chwili na sznurze zawisły...
W krynolinach liści siedziały w uniesieniu,
Powbijawszy w niemowlęta tępe sztylety,
Oddały się z ulgą własnemu podnieceniu.
Wyrwawszy swe żyły piach gryzły zębami
Z uśmiechem na pysku śliniły się stale,
Sprawdzały drzew konary stukając palcami,
Wirując nad ziemią jak ćmy w karnawale.
Splecione włosami kiwały głowami
To w prawo, to w lewo, co trzecia do tyłu,
Pląsały jak dzikie między kamieniami
Wzbudzając w swym gronie tumany pyłu.
I pal stał na środku, a na nim męska głowa
I ogień i wiatr smagały im skronie
I dzieci tam były, kogut, martwa głowa
I sine jak niebo obcięte dłonie.
Tańce i śpiewy słyszeć się dało
Orgia krwi drażniła zmysły,
Nagie boginki odsłoniły ciało
I same po chwili na sznurze zawisły...
sobota, 15 października 2011
Pożegnanie
kiedyś powiem Ci
dowidzenia
uścisnę Twą dłoń
na pożegnanie
popatrzę na Ciebie
ostatni raz
na pięcie odwrócę się
i pójdę
serce rozpadnie mi się
na milion kawałków
w oku zabłyśnie
tylko jedna łza
i duszno mi będzie
z żalu i tęsknoty
i runie nasz świat
popatrzę na słońce
i przypomnę sobie
wszystko jakby to było
wczoraj
zacisnę pięść i zęby
na znak protestu
dowidzenia
uścisnę Twą dłoń
na pożegnanie
popatrzę na Ciebie
ostatni raz
na pięcie odwrócę się
i pójdę
serce rozpadnie mi się
na milion kawałków
w oku zabłyśnie
tylko jedna łza
i duszno mi będzie
z żalu i tęsknoty
i runie nasz świat
popatrzę na słońce
i przypomnę sobie
wszystko jakby to było
wczoraj
zacisnę pięść i zęby
na znak protestu
piątek, 14 października 2011
Ekspresja
Zabrzmiały kuranty
Na znak pokoju i szczęścia które niesie się w eter
I wiosna nastała
Gdzie kwiaty dywanem wylały się wielkim jak morze
I ptaki rozbłysły
Na niebie jak gwiazdy poranne wrzucone w błękit
A słońce tak wielkie
Wskoczyło nad głowy i królowało zupełnie bezwiednie
Uśmiech na jego twarzy
Był tak wyraźny, nie sposób było nie zauważyć
I oczy błyszczały
Zupełnie inaczej niż kiedyś, gdy był nawet szczęśliwy
Choć kilka siwych włosów
Już dawno na skroniach rośnie beztrosko
To młodość
We wnętrzu panuje choć tak dojrzała jak owoc
Nosić na rękach
Już tylko świat pozostało
A altruizmu oduczyć się na wieki
Zapomnieć o życiu
I troskach codziennych
I chłonąć jak gąbka uniesienia
Na znak pokoju i szczęścia które niesie się w eter
I wiosna nastała
Gdzie kwiaty dywanem wylały się wielkim jak morze
I ptaki rozbłysły
Na niebie jak gwiazdy poranne wrzucone w błękit
A słońce tak wielkie
Wskoczyło nad głowy i królowało zupełnie bezwiednie
Uśmiech na jego twarzy
Był tak wyraźny, nie sposób było nie zauważyć
I oczy błyszczały
Zupełnie inaczej niż kiedyś, gdy był nawet szczęśliwy
Choć kilka siwych włosów
Już dawno na skroniach rośnie beztrosko
To młodość
We wnętrzu panuje choć tak dojrzała jak owoc
Nosić na rękach
Już tylko świat pozostało
A altruizmu oduczyć się na wieki
Zapomnieć o życiu
I troskach codziennych
I chłonąć jak gąbka uniesienia
czwartek, 13 października 2011
Sonet
W swetrze gwieździstym
Wieczór przychodzi do mojej sypialni,
Księżyc zapala światełkiem mglistym,
Ucisza głosy z bawialni.
Okiennice cicho zamyka
Czerwone jak płatki róży,
W kominku ogień rozpala w płomykach
Przyprowadza pod drzwi Aniołów Stróży.
Aromat cytrusów w powietrzu rozpyla
Zawiesza uczucia na sennych motylach
Minuty przekształca w błogie czekanie.
Układa na łóżku puchowe posłanie.
Ja już tam jestem i jest mi jak w niebie,
Brakuje mi tu tylko Ciebie...
Wieczór przychodzi do mojej sypialni,
Księżyc zapala światełkiem mglistym,
Ucisza głosy z bawialni.
Okiennice cicho zamyka
Czerwone jak płatki róży,
W kominku ogień rozpala w płomykach
Przyprowadza pod drzwi Aniołów Stróży.
Aromat cytrusów w powietrzu rozpyla
Zawiesza uczucia na sennych motylach
Minuty przekształca w błogie czekanie.
Układa na łóżku puchowe posłanie.
Ja już tam jestem i jest mi jak w niebie,
Brakuje mi tu tylko Ciebie...
środa, 12 października 2011
Susza
Od miesiąca nie padało
Żadna kropla łza westchnienie
Liście z drzew nie pospadały
Termometry też nie spadły
Płatki róży i owoce
Nie spadały gwiazdy w nocy
Smutki, żale i tęsknota
Nie padało od miesiąca
I Ty także mi nie spadłeś.
Żadna kropla łza westchnienie
Liście z drzew nie pospadały
Termometry też nie spadły
Płatki róży i owoce
Nie spadały gwiazdy w nocy
Smutki, żale i tęsknota
Nie padało od miesiąca
I Ty także mi nie spadłeś.
poniedziałek, 10 października 2011
Błaganie
Kochaj mnie zwyczajnie,
zwyczajnie mnie kochaj tak zwyczajnie,
normalnie codziennie...
kochaj mnie z przeszłością
i w przyszłości mnie kochaj też,
a teraz kochaj mnie jak leci
garściami mnie bierz i smakuj
jak popadnie z góry i dołu
zwyczajnie o każdej porze
kochaj mnie namiętnie i lekko
lekkodusznie mnie kochaj i ciężko
ciężkostrawnie po kolacji i na śniadanie
codziennie o poranku i wieczorem
kochaj mnie pospolicie po amełykańsku
jak discount i fast fooda
operę lub kino kochaj mnie nudnie
lecz kochaj po swojemu
zwyczajnie mnie kochaj tak zwyczajnie,
normalnie codziennie...
kochaj mnie z przeszłością
i w przyszłości mnie kochaj też,
a teraz kochaj mnie jak leci
garściami mnie bierz i smakuj
jak popadnie z góry i dołu
zwyczajnie o każdej porze
kochaj mnie namiętnie i lekko
lekkodusznie mnie kochaj i ciężko
ciężkostrawnie po kolacji i na śniadanie
codziennie o poranku i wieczorem
kochaj mnie pospolicie po amełykańsku
jak discount i fast fooda
operę lub kino kochaj mnie nudnie
lecz kochaj po swojemu
czwartek, 6 października 2011
Moje stare miasto
i jesteś w tej małej mieścinie
budowanej z rozmachem
z nadzieją na cuda
wieża kościoła celująca w ursa major
a domy wypatrują w niebie nadziei
choćby ziarenko kosmicznego pyłu
z odrobiną cudu spadło
może i cmentarz stałby się mniej ponury
drzewa łysieją rok po roku
wyciągasz obcas ze szpary w chodniku
i już wiesz
"nie wiem, gdzie upadło moje serce,
ale dusza siedzi w dzieciństwa mieście"
budowanej z rozmachem
z nadzieją na cuda
wieża kościoła celująca w ursa major
a domy wypatrują w niebie nadziei
choćby ziarenko kosmicznego pyłu
z odrobiną cudu spadło
może i cmentarz stałby się mniej ponury
drzewa łysieją rok po roku
wyciągasz obcas ze szpary w chodniku
i już wiesz
"nie wiem, gdzie upadło moje serce,
ale dusza siedzi w dzieciństwa mieście"
wtorek, 4 października 2011
Twoja kołysanka
Otwierasz świat swoimi słowami
Tysiące lat znaczone zgłoskami
Zmieniają dzieje, świat ewoluuje
Historia młodnieje
Czas nie istnieje...
W Wielkim Wybuchu słyszę szepty Twoje
Co w zupełnym bezruchu budują gwiazdozbiory
Wysokie i lekkie nieba podboje
I widok Ziemi – z ust Twych –
Malujące ją znajome kolory.
Przy każdej zgłosce rośnie drzewo lub kwiat
W pomruku warg czają się dzikie zwierzęta
I jasne promienie zmieniają doznania
Mruczenie czaruje jak różdżka zaklęta
I zmienia świat nie do poznania.
Czuję w Twym głosie zapachy Afryki
I powiew bryzy morskich toni
Szeleszczą w nim z kominka płomyki
I czuć dotyk ciepłych Twych dłoni.
A jasne promienie wzmacniają doznania.
Tonę w Twych szeptach
Lekkich jak pióra
Wabiony oczu Twych głębią
Utulony w miękkich słowach
Zasypiam z dziecięcą miną...
Tysiące lat znaczone zgłoskami
Zmieniają dzieje, świat ewoluuje
Historia młodnieje
Czas nie istnieje...
W Wielkim Wybuchu słyszę szepty Twoje
Co w zupełnym bezruchu budują gwiazdozbiory
Wysokie i lekkie nieba podboje
I widok Ziemi – z ust Twych –
Malujące ją znajome kolory.
Przy każdej zgłosce rośnie drzewo lub kwiat
W pomruku warg czają się dzikie zwierzęta
I jasne promienie zmieniają doznania
Mruczenie czaruje jak różdżka zaklęta
I zmienia świat nie do poznania.
Czuję w Twym głosie zapachy Afryki
I powiew bryzy morskich toni
Szeleszczą w nim z kominka płomyki
I czuć dotyk ciepłych Twych dłoni.
A jasne promienie wzmacniają doznania.
Tonę w Twych szeptach
Lekkich jak pióra
Wabiony oczu Twych głębią
Utulony w miękkich słowach
Zasypiam z dziecięcą miną...
niedziela, 2 października 2011
Impresja o kolorach
Patrzę w namorzynowe oko
Moim liliowym okiem
Przez czerwone szkiełko
W niebieskim kalejdoskopie.
Widząc błękit nieba
I żółć gorącego słońca
Falą szarość mnie zalewa
Pod bielą duszy widniejąca.
Kruków czarne pióra żywe
Odkrywają zieleń morza,
Ziemi brąz łąk na Niniwie
Już złota opuszcza zorza.
Kroplą srebrnej rosy spadła
W głąb pomarańcz słońca soków
Gdy purpura w mleku zbladła
W róż odeszłych dal obłoków.
Moim liliowym okiem
Przez czerwone szkiełko
W niebieskim kalejdoskopie.
Widząc błękit nieba
I żółć gorącego słońca
Falą szarość mnie zalewa
Pod bielą duszy widniejąca.
Kruków czarne pióra żywe
Odkrywają zieleń morza,
Ziemi brąz łąk na Niniwie
Już złota opuszcza zorza.
Kroplą srebrnej rosy spadła
W głąb pomarańcz słońca soków
Gdy purpura w mleku zbladła
W róż odeszłych dal obłoków.
piątek, 30 września 2011
Impresja o liściach
Husarskie skrzydła drzew rozognionych
Wirują w powietrzu, w wietrze szalonym.
Wirują, lecą na strony, prosto.
Spadają na ziemię z umarłą wiosną.
W kolorach pieca słońcem spalone
Wciąż umierają liście... czerwone.
W kolorach słońca deszczem gaszone.
Kropla za kroplą topią wciąż błoto,
Mieni się czerwień, zieleń i złoto.
Krwawe chodniki złotem zasnute,
Łyse korony - śmiercią zatrute.
Aleje płyną w deszczu kroplami.
Leżą w tym błocie umarłe nasiona,
Kasztan i żołędź - w bezdechu kona.
Liść liściem liści w zaliściu liści
Wśród kasztanowych umarłych liści.
Złoto się leje, bezdech oplata,
Kruk tuż za krukiem ze śmiercią lata.
Umarła wiosna spadła do ziemi
I teraz tylko złotem się mieni...
Wirują w powietrzu, w wietrze szalonym.
Wirują, lecą na strony, prosto.
Spadają na ziemię z umarłą wiosną.
W kolorach pieca słońcem spalone
Wciąż umierają liście... czerwone.
W kolorach słońca deszczem gaszone.
Kropla za kroplą topią wciąż błoto,
Mieni się czerwień, zieleń i złoto.
Krwawe chodniki złotem zasnute,
Łyse korony - śmiercią zatrute.
Aleje płyną w deszczu kroplami.
Leżą w tym błocie umarłe nasiona,
Kasztan i żołędź - w bezdechu kona.
Liść liściem liści w zaliściu liści
Wśród kasztanowych umarłych liści.
Złoto się leje, bezdech oplata,
Kruk tuż za krukiem ze śmiercią lata.
Umarła wiosna spadła do ziemi
I teraz tylko złotem się mieni...
czwartek, 29 września 2011
Nastolatki
On się nie myje, ona się maluje
codziennie widzą się w szkole.
On wieczorami graffiti rysuje,
ona w szafie ma mole.
On ma kolegów, ona koleżanki
i każde rozum niewielki.
Najtańsze wino piją ze szklanki
kolekcjonując butelki.
Szesnasta wiosna właśnie im mija,
na noce nie chodzą do domów,
grube łańcuchy noszą na szyjach
kochają się już bez kondomów.
Kuchenną mową emocje wyrażają
całują się w metrze wśród ludzi.
Wieczorami na ulice się rozpełzają
bo w domach im strasznie się nudzi.
codziennie widzą się w szkole.
On wieczorami graffiti rysuje,
ona w szafie ma mole.
On ma kolegów, ona koleżanki
i każde rozum niewielki.
Najtańsze wino piją ze szklanki
kolekcjonując butelki.
Szesnasta wiosna właśnie im mija,
na noce nie chodzą do domów,
grube łańcuchy noszą na szyjach
kochają się już bez kondomów.
Kuchenną mową emocje wyrażają
całują się w metrze wśród ludzi.
Wieczorami na ulice się rozpełzają
bo w domach im strasznie się nudzi.
środa, 28 września 2011
Myśli nieuczesane
wciąż trwa ten pierwszy dreszcz
przeszywa palców końce
wciąż trwa to podniecenie
unosi tuż nad dywan
niepewność się kotłuje
wciąż z brakiem zapewnienia
strach się czai na rzęsach
znów radość zmysły pieści
lecz spływa po łez rzece
słów mak się sypie z gardła
a cisza schnie po kątach
wciąż drażni błoga woń
wciąż gładkość dłoni czuć
a strach się czai na rzęsach
aksamit ust wciąż grzeje
zasłania świat realiów
poduszka kolan jak „Jasiek”
ustala błogo myślenie
chęć bycia, bliskości, uścisku
wciąż trzyma ster na powierzchni
a strach się czai na rzęsach
przeszywa palców końce
wciąż trwa to podniecenie
unosi tuż nad dywan
niepewność się kotłuje
wciąż z brakiem zapewnienia
strach się czai na rzęsach
znów radość zmysły pieści
lecz spływa po łez rzece
słów mak się sypie z gardła
a cisza schnie po kątach
wciąż drażni błoga woń
wciąż gładkość dłoni czuć
a strach się czai na rzęsach
aksamit ust wciąż grzeje
zasłania świat realiów
poduszka kolan jak „Jasiek”
ustala błogo myślenie
chęć bycia, bliskości, uścisku
wciąż trzyma ster na powierzchni
a strach się czai na rzęsach
wtorek, 27 września 2011
Rankiem
Warszawa skąpana we świcie
Ty pracujesz, ja śnię kolejną bajkę
Słońce rozdzierać chce nocy czeluści
A Ty mnie całunkiem po budzisz
Zostawiam Cię na mych ustach
do naszego spotkania na poduszkach
Ty pracujesz, ja śnię kolejną bajkę
Słońce rozdzierać chce nocy czeluści
A Ty mnie całunkiem po budzisz
Zostawiam Cię na mych ustach
do naszego spotkania na poduszkach
sobota, 24 września 2011
Widzenie
widziałem Cię
jak między drzewami
liście łapałaś
w suche jak pieprz dłonie
i kolorami
zabijałaś wiosnę
by namalować martwy obraz
stopami brodziłaś pośród runa
szarobrunatnego mokrego
od deszczu
pod paznokciami chowałaś
kawałki zbutwiałej kory brzozy
i rozgniatałaś w dłoniach motyle
widziałem Cię
jak w szumie wiatru
lekko uniosłaś
głowę ku niebu
by niemym wrzaskiem
zasłonić słońce
i spuścić na ziemię
grad biały
widziałaś mnie
jak biegnę od Ciebie
ku drodze ubitej
zasłaniam oczy
przed ramionami świerków
i szuram stopami
niszcząc jagodziny
czy jestem częścią Twego obrazu?
jak między drzewami
liście łapałaś
w suche jak pieprz dłonie
i kolorami
zabijałaś wiosnę
by namalować martwy obraz
stopami brodziłaś pośród runa
szarobrunatnego mokrego
od deszczu
pod paznokciami chowałaś
kawałki zbutwiałej kory brzozy
i rozgniatałaś w dłoniach motyle
widziałem Cię
jak w szumie wiatru
lekko uniosłaś
głowę ku niebu
by niemym wrzaskiem
zasłonić słońce
i spuścić na ziemię
grad biały
widziałaś mnie
jak biegnę od Ciebie
ku drodze ubitej
zasłaniam oczy
przed ramionami świerków
i szuram stopami
niszcząc jagodziny
czy jestem częścią Twego obrazu?
piątek, 23 września 2011
Kiedyś
zdechłe od smogu
pomidory z tych bardziej zdechłych
kupują
pączki w naftalinie
a szczęka trzyma zęby
z porcelitu
jak sedes...
w dupie przepraszam
bo się należy
za staż
za twarz za bezczelność
inaczej laska Cię poskromi
a cierpkie spojrzenie powie
"Gówniarzu!"
śmierdzi moczem i tym...
takim jak charakter
w czerwonej cegle wypiekany
z Arkońskiej na Banacha
na Podgórną i Chałubińskiego
bo tam białe Amby
w drewnianych Fatimkach
podają morfę...
południe aż ciasno
na niebie szarak zielonkawy
od moczu starej dermy
i pantofle z miękkim stępem
garść piachu na języku
odpadają paznokcie od czyraków
a doły na krzyżowisku już ciepłe są
pomidory z tych bardziej zdechłych
kupują
pączki w naftalinie
a szczęka trzyma zęby
z porcelitu
jak sedes...
w dupie przepraszam
bo się należy
za staż
za twarz za bezczelność
inaczej laska Cię poskromi
a cierpkie spojrzenie powie
"Gówniarzu!"
śmierdzi moczem i tym...
takim jak charakter
w czerwonej cegle wypiekany
z Arkońskiej na Banacha
na Podgórną i Chałubińskiego
bo tam białe Amby
w drewnianych Fatimkach
podają morfę...
południe aż ciasno
na niebie szarak zielonkawy
od moczu starej dermy
i pantofle z miękkim stępem
garść piachu na języku
odpadają paznokcie od czyraków
a doły na krzyżowisku już ciepłe są
środa, 21 września 2011
Dlaczego burak nie tańczy?
Dostała sroka kość,
A kula w płot trafiła,
Anemik umarł na złość,
Abstynentka się utopiła.
Wpadł ten, co dołków nie kopał,
Koń płakał słodkimi łzami,
Z wozu wyrzucili chłopa,
Gdy dzieci przemówiły z rybami.
Gdzie baba za Diabła nie poszła,
Tam długi list wysłała,
Koza zmądrzała, bo brzoza nie urosła,
Gdy Fortuna zbankrutowała.
Zamknięto szkołę przez ból palca i głowy,
Ktoś widział niebieskie kokosy,
Ktoś zajadał tortu większe połowy,
A żabie urosły pod pachami włosy.
A kula w płot trafiła,
Anemik umarł na złość,
Abstynentka się utopiła.
Wpadł ten, co dołków nie kopał,
Koń płakał słodkimi łzami,
Z wozu wyrzucili chłopa,
Gdy dzieci przemówiły z rybami.
Gdzie baba za Diabła nie poszła,
Tam długi list wysłała,
Koza zmądrzała, bo brzoza nie urosła,
Gdy Fortuna zbankrutowała.
Zamknięto szkołę przez ból palca i głowy,
Ktoś widział niebieskie kokosy,
Ktoś zajadał tortu większe połowy,
A żabie urosły pod pachami włosy.
Erotyk
W ciepłym świetle świec świecznika,
W różu atmosfery wieczoru,
Ciało przez ciało przenika
Nabrawszy rdzawego koloru.
Oczyma łapczywie patrzą
W głąb duszy, jak w studnie bezdenną,
Czekając cierpliwie aż zaczną
Akcję dla nich znamienną.
W uścisku dwie dusze się łączą,
Namiętnie się wiją i plączą
Dwa temperamenty płciowe
Tworzą teraz ciało nowe.
Całują się usta słowami
I uszy słyszą odgłosy,
Powietrze wypełnione jękami
I kroplami skórzanej rosy.
Palce suną po ciele
Drażniąc zmysłowo świadomość,
Zmysły w doznań popiele
Tracą cielesną pewność.
Językiem się wkrada w otchłanie
Gorących źródeł myślenia,
Czekając aż coś się stanie,
Bo brak mu zapewnienia.
W ręce delikatnie się chowa
Drążek napędzający działanie,
Co będzie penetrował od nowa
Podświadomości partnera otchłanie.
I szybciej, i mocniej, i jeszcze,
Aż emocje wstrząsną nami,
Aż przejdą po plecach dreszcze
I zalejemy się słonymi łzami.
Zaśniemy bez sił z dala od siebie
Kończąc ten potok rozmowy,
Oglądając ten sam Księżyc na niebie,
Przyciskając „Jaśka” do głowy.
Tym lepiej siebie znamy
Im częściej rozmawiamy.
TYM BARdziej się Kochamy
Im częściej rozmyślamy...
W różu atmosfery wieczoru,
Ciało przez ciało przenika
Nabrawszy rdzawego koloru.
Oczyma łapczywie patrzą
W głąb duszy, jak w studnie bezdenną,
Czekając cierpliwie aż zaczną
Akcję dla nich znamienną.
W uścisku dwie dusze się łączą,
Namiętnie się wiją i plączą
Dwa temperamenty płciowe
Tworzą teraz ciało nowe.
Całują się usta słowami
I uszy słyszą odgłosy,
Powietrze wypełnione jękami
I kroplami skórzanej rosy.
Palce suną po ciele
Drażniąc zmysłowo świadomość,
Zmysły w doznań popiele
Tracą cielesną pewność.
Językiem się wkrada w otchłanie
Gorących źródeł myślenia,
Czekając aż coś się stanie,
Bo brak mu zapewnienia.
W ręce delikatnie się chowa
Drążek napędzający działanie,
Co będzie penetrował od nowa
Podświadomości partnera otchłanie.
I szybciej, i mocniej, i jeszcze,
Aż emocje wstrząsną nami,
Aż przejdą po plecach dreszcze
I zalejemy się słonymi łzami.
Zaśniemy bez sił z dala od siebie
Kończąc ten potok rozmowy,
Oglądając ten sam Księżyc na niebie,
Przyciskając „Jaśka” do głowy.
Tym lepiej siebie znamy
Im częściej rozmawiamy.
TYM BARdziej się Kochamy
Im częściej rozmyślamy...
wtorek, 20 września 2011
Kolega z ławki
Pan pił coś prawda...
Tak też myślałem,
Bo zawsze widzę to w oczach.
I chwiejnym krokiem też pan nie idzie
Więc skąd mógłbym to właśnie wiedzieć?
Widział pan księżyc dzisiejszej nocy?
Prawda, że dureń przepiękny?
Wygląda lepiej przez denko butelki
Bo kolorowy tak nagle się staje.
Ja zawsze, widzi pan, płaczę.
Gdy denko osiągnę z łoskotem.
Nic już nie cieszy, wszędzie są żale
Ot walnąć sobie można ino młotem.
Nie wierzy pan słowom,
A czemu tu wierzyć, też racja.
Toż przecież każdy z nas ruszyć głową
Potrafi, a w kraju i tak demokracja.
Wie pan ja czasem palę po pijaku
Tak dla zabicia czasu wśród nocy.
Siądę na balkonie, płaszcz na wieszaku
Powieszę, bo w płaszczu się pocę.
Patrzył pan kiedyś w gwiazdy po spożyciu?
Niech mi pan wierzy, są cudne
Siada pan na ławce w parku w ukryciu
I patrzy pan w niebo obłudne.
Ma pan flaszeczki jeszcze troszeczki?
A, wypił pan wszystko jak leci...
Szkoda, bo napiłbym się jeszcze wódeczki
Lecz idę, zatem do domu, do żony, do dzieci...
Dobranoc panu
I Tobie Księżycu.
Tak też myślałem,
Bo zawsze widzę to w oczach.
I chwiejnym krokiem też pan nie idzie
Więc skąd mógłbym to właśnie wiedzieć?
Widział pan księżyc dzisiejszej nocy?
Prawda, że dureń przepiękny?
Wygląda lepiej przez denko butelki
Bo kolorowy tak nagle się staje.
Ja zawsze, widzi pan, płaczę.
Gdy denko osiągnę z łoskotem.
Nic już nie cieszy, wszędzie są żale
Ot walnąć sobie można ino młotem.
Nie wierzy pan słowom,
A czemu tu wierzyć, też racja.
Toż przecież każdy z nas ruszyć głową
Potrafi, a w kraju i tak demokracja.
Wie pan ja czasem palę po pijaku
Tak dla zabicia czasu wśród nocy.
Siądę na balkonie, płaszcz na wieszaku
Powieszę, bo w płaszczu się pocę.
Patrzył pan kiedyś w gwiazdy po spożyciu?
Niech mi pan wierzy, są cudne
Siada pan na ławce w parku w ukryciu
I patrzy pan w niebo obłudne.
Ma pan flaszeczki jeszcze troszeczki?
A, wypił pan wszystko jak leci...
Szkoda, bo napiłbym się jeszcze wódeczki
Lecz idę, zatem do domu, do żony, do dzieci...
Dobranoc panu
I Tobie Księżycu.
poniedziałek, 19 września 2011
Twój Szatan
Co innego Szatan w głowie
Który pieści, nęci, kusi,
Intryguje w każdym słowie
Myśli ciemne dusi.
Ogon wciska w obce głowy
Kontrolując w nich myślenie
Otwierając świat w nich nowy
Siejąc kuse cienie.
Oddać Tobie się w ramiona
To jak oddać siebie śmierci
W lekkie pióra uniesienia
W czarnych skrzydłach ciało skona
Wzrok Twój duszę mą przewierci
Będę częścią Twego cienia
Który pieści, nęci, kusi,
Intryguje w każdym słowie
Myśli ciemne dusi.
Ogon wciska w obce głowy
Kontrolując w nich myślenie
Otwierając świat w nich nowy
Siejąc kuse cienie.
Oddać Tobie się w ramiona
To jak oddać siebie śmierci
W lekkie pióra uniesienia
W czarnych skrzydłach ciało skona
Wzrok Twój duszę mą przewierci
Będę częścią Twego cienia
niedziela, 18 września 2011
Prawie na jawie
śnisz mi się czasem
w mym samotnym śnie
w którym w domu z bala
siedzi ze mną pies przy kominku
codziennie po pracy piję czystej szklankę
włączam Mozarta lub Czajkowskiego
w pochmurne deszczowe dni
na długich spacerach z psem po lesie
myślę i wspominam
gotuję w nowoczesnej kuchni
danie niewykwintne
patrzę na sosny i łanie pod oknami
czuwam i czekam na oddech Twój
kilka razy w roku ślę grubą kasę nie swoim dzieciom
palę znicz na pamiątkę i ubieram jodłę
czytam świeże ekonomiczne gazety
i wracam do pustego domu
stary głupi zgorzkniały pedał
w mym samotnym śnie
w którym w domu z bala
siedzi ze mną pies przy kominku
codziennie po pracy piję czystej szklankę
włączam Mozarta lub Czajkowskiego
w pochmurne deszczowe dni
na długich spacerach z psem po lesie
myślę i wspominam
gotuję w nowoczesnej kuchni
danie niewykwintne
patrzę na sosny i łanie pod oknami
czuwam i czekam na oddech Twój
kilka razy w roku ślę grubą kasę nie swoim dzieciom
palę znicz na pamiątkę i ubieram jodłę
czytam świeże ekonomiczne gazety
i wracam do pustego domu
stary głupi zgorzkniały pedał
sobota, 17 września 2011
Ty mnie zostawisz
Ty mnie zostawisz
dla Piotra Michała Andrzeja lub Maćka
przestaniesz kochać
całować w czoło i się odprzytulisz
w głębokiej nocy
owiniesz swe ciało
i staniesz się lodem ciemności
na dystans gwiazdy a na wyciągnięcie ręki
zamkniesz za sobą portale czucia
i zetrzesz jak grafit wspomnienia
zobaczę twarz Twoją jak z porcelany
na starym obrazie na strychu
dla Piotra Michała Andrzeja lub Maćka
przestaniesz kochać
całować w czoło i się odprzytulisz
w głębokiej nocy
owiniesz swe ciało
i staniesz się lodem ciemności
na dystans gwiazdy a na wyciągnięcie ręki
zamkniesz za sobą portale czucia
i zetrzesz jak grafit wspomnienia
zobaczę twarz Twoją jak z porcelany
na starym obrazie na strychu
piątek, 16 września 2011
Nad ranem
Budzika stękanie
zapala promienie
sen spływa rynsztokami
Kawa i jogurt
wspólne śniadanie
stół w dżemie znaczony palcami
zapala promienie
sen spływa rynsztokami
Kawa i jogurt
wspólne śniadanie
stół w dżemie znaczony palcami
czwartek, 15 września 2011
Obiad pana młodego
gdy promienie tną już szyby
w ciepłej kuchni koncert trwa
puchem wznosi się tam mąka
łyżka na podłodze śpi
gwar potrąca dumne krzesła
gdzie lodówka już odtaje
w wodę wpada już cebula
fartuch znaczy ślady woni
swąd się niesie korytarzem
groch się sypie koralami
dywan wdycha smog patelni
szkło zastyga w deskach stołu
lekkie kroki słychać w holu
płaszcz opada z miękkim plaskiem
"Cześć Kochanie"- przypalone
ale Twoje, więc wyborne
w ciepłej kuchni koncert trwa
puchem wznosi się tam mąka
łyżka na podłodze śpi
gwar potrąca dumne krzesła
gdzie lodówka już odtaje
w wodę wpada już cebula
fartuch znaczy ślady woni
swąd się niesie korytarzem
groch się sypie koralami
dywan wdycha smog patelni
szkło zastyga w deskach stołu
lekkie kroki słychać w holu
płaszcz opada z miękkim plaskiem
"Cześć Kochanie"- przypalone
ale Twoje, więc wyborne
środa, 14 września 2011
O poranku zimą w mieście
Męczysz mnie Życie
Skrycie o świcie
I kubek wrzeszczy o kawę
Nogi wystawić się nie chce z pieleszy
Bo zimno jak diabli i nic nie cieszy
Za oknem siąpi i deszcz i śnieg szary
Mróz przyciął nagle senne koszmary
Znów poniedziałek i dzień i chmury
Pies znów chce jeść i takie tam bzdury
W kałużach miasta pływają ludzie
I w autobusie miłości szlifują
Chcesz złapać grypę poliż okno w tramwaju
A jak szybko na dworzec złap Taxi w korku
Skrycie o świcie
I kubek wrzeszczy o kawę
Nogi wystawić się nie chce z pieleszy
Bo zimno jak diabli i nic nie cieszy
Za oknem siąpi i deszcz i śnieg szary
Mróz przyciął nagle senne koszmary
Znów poniedziałek i dzień i chmury
Pies znów chce jeść i takie tam bzdury
W kałużach miasta pływają ludzie
I w autobusie miłości szlifują
Chcesz złapać grypę poliż okno w tramwaju
A jak szybko na dworzec złap Taxi w korku
wtorek, 13 września 2011
Nasze stosunki
Kiedy Ty chrapiesz
Ja gapię się smutnie w TVOkno
Kiedy ja chrapię
Ty budzisz mnie nagle nicniemówieniem
Gdy ja pracuję
Ty zapominasz o spontanicznej miłości do mnie
Gdy Ty pracujesz
Ja zjadam paznokcie z niecierpliwości
Jak ty gotujesz
Ja zjadam wszystko po domowemu z uśmiechem
Jak ja gotuję
Ty patrzysz z grymasem na wykwintność jak francuski piesek
A kiedy mówię, że kocham
Ty nic nie mówisz – milczysz wymownie, omijasz temat
A kiedy Ty kochasz…
Kiedy?
Ja gapię się smutnie w TVOkno
Kiedy ja chrapię
Ty budzisz mnie nagle nicniemówieniem
Gdy ja pracuję
Ty zapominasz o spontanicznej miłości do mnie
Gdy Ty pracujesz
Ja zjadam paznokcie z niecierpliwości
Jak ty gotujesz
Ja zjadam wszystko po domowemu z uśmiechem
Jak ja gotuję
Ty patrzysz z grymasem na wykwintność jak francuski piesek
A kiedy mówię, że kocham
Ty nic nie mówisz – milczysz wymownie, omijasz temat
A kiedy Ty kochasz…
Kiedy?
poniedziałek, 12 września 2011
Wernisaż
Co robi się na wernisażach?
Gada się pije i gada
Gapi się gada i opowiada
Bajki i ilustracje do nich się widzi
I gada się gapi pije i gada.
Po siódmym procencie
Ruszają się twarze
I śmieją się i mówią i piją dalej.
Sztuka wychodzi ze ściany znienacka
I towarzyszy twarzom w kieliszkach.
I gada się pije i siedzi i patrzy.
Po czterdziestym procencie
Kupuje się i gada
I sztuka lepiej wchodzi.
I patrzy się i rozmawia z artystą
I komplementuje się i kompletuje
Myśli na ścianach i że to rozwija
Nierozwinięte i pije się i gada
A później znów kupuje
W dzikim pędzie aukcji
I pije się sześćdziesiąty ósmy procent
I komplementuje się
I trzyma pion
I docenia się.
Gada się pije i gada
Gapi się gada i opowiada
Bajki i ilustracje do nich się widzi
I gada się gapi pije i gada.
Po siódmym procencie
Ruszają się twarze
I śmieją się i mówią i piją dalej.
Sztuka wychodzi ze ściany znienacka
I towarzyszy twarzom w kieliszkach.
I gada się pije i siedzi i patrzy.
Po czterdziestym procencie
Kupuje się i gada
I sztuka lepiej wchodzi.
I patrzy się i rozmawia z artystą
I komplementuje się i kompletuje
Myśli na ścianach i że to rozwija
Nierozwinięte i pije się i gada
A później znów kupuje
W dzikim pędzie aukcji
I pije się sześćdziesiąty ósmy procent
I komplementuje się
I trzyma pion
I docenia się.
niedziela, 11 września 2011
***
Gdzieś tam serce moje,
ukradzione bije,
nad nim dłonie Twoje
- póki są - ja żyję.
W ciemnych korytarzach
widzę bladą twarz Twoją
uwiecznioną w obrazach
i posągach - póki jestem - stoją
Z myśli wyrwać Cię nie umiem
trzęsącymi dłońmi
zdarzyłeś się raz - tego nie rozumiem
skąd łza w oku i pot na skroni
Źle nam było w dobrobycie
dobrze razem choć osobno
Każdy płakał w ręce skrycie
tworząc miłość trudną, chłodną.
ukradzione bije,
nad nim dłonie Twoje
- póki są - ja żyję.
W ciemnych korytarzach
widzę bladą twarz Twoją
uwiecznioną w obrazach
i posągach - póki jestem - stoją
Z myśli wyrwać Cię nie umiem
trzęsącymi dłońmi
zdarzyłeś się raz - tego nie rozumiem
skąd łza w oku i pot na skroni
Źle nam było w dobrobycie
dobrze razem choć osobno
Każdy płakał w ręce skrycie
tworząc miłość trudną, chłodną.
sobota, 10 września 2011
Za...
Za idealny na chłopaka
ma wszystko czego inni nie mają
nie złości się i jest spontaniczny
za dobry na partnera
bo inni czasem się odprzytulają
a on ukocha utuli aż przejdą smutki
za szczery na przyjaciela
bo prawdą tnie i wgniata w posadzkę
burzy konwenanse i stereotypy
za spokojny na sobotnie szaleństwo
bo woli sen spokojny i sok
od stukania obcasów i wódki
za zimny na ciepłego kochanka
tak chłodno ocenia sytuacje i ludzi
i mylić się do nich nigdy nie mylił
za ciepły na rozsądne myślenie o życiu
on zawsze jasno i klarownie stawia sprawy
i bywają raptem rzeczy szare w jego świecie
za głupi na ludowe mądrości o miłości
a miłość bez seksu dla niego nie istnieje
i namiętność czuwa na skroniach
za mądry na ludzkie gadanie
wciąż chce ulepszać świat
i wymazać szarą beznadziejność istnienia
Za kochany
na męża, żonę, kapłana lub syna
Zakochany
ma wszystko czego inni nie mają
nie złości się i jest spontaniczny
za dobry na partnera
bo inni czasem się odprzytulają
a on ukocha utuli aż przejdą smutki
za szczery na przyjaciela
bo prawdą tnie i wgniata w posadzkę
burzy konwenanse i stereotypy
za spokojny na sobotnie szaleństwo
bo woli sen spokojny i sok
od stukania obcasów i wódki
za zimny na ciepłego kochanka
tak chłodno ocenia sytuacje i ludzi
i mylić się do nich nigdy nie mylił
za ciepły na rozsądne myślenie o życiu
on zawsze jasno i klarownie stawia sprawy
i bywają raptem rzeczy szare w jego świecie
za głupi na ludowe mądrości o miłości
a miłość bez seksu dla niego nie istnieje
i namiętność czuwa na skroniach
za mądry na ludzkie gadanie
wciąż chce ulepszać świat
i wymazać szarą beznadziejność istnienia
Za kochany
na męża, żonę, kapłana lub syna
Zakochany
czwartek, 8 września 2011
My, o których wiemy, ale nie mówimy, nie myślimy, nie chcemy.
Jesteśmy tylko hipokrytami
Wiecznie goniącymi za złotymi górami
Mówiącymi nieustannie, że nam czegoś brak
A gdy już to mamy, znów jest coś nie tak.
Szczęście potrafimy dostrzec u bliźniego
nie doceniając zupełnie swojego – własnego,
Zawsze narzekamy na to w czym dziś trwamy
I żałujemy bardzo, gdy tego już nie mamy.
Żałujemy bliskich gdy u nich bywa źle,
Lecz w duchu dziękujemy, że u nas jest dobrze.
Litościwi bywamy licząc zadośćuczynienia
A dobrymi uczynkami kleimy dziury sumienia.
Gwiezdne opowieści
Gdy przyjdzie noc
Owinąwszy się w koc
Wyjdź z domu i spojrzyj w niebo.
Tam w głębokiej ciemności
Sekrety są skryte
Tajemnicą spowite
Historie nie znane jeszcze nikomu.
Tam matka i córka zaklęte na niebie
Jako dwa wozy lub para niedźwiedzi
Biegną po chmurach prosto do siebie
Lecz nieskutecznie,
Czar złośliwych bogów na ich ogonach siedzi odwiecznie.
Między nimi Smok się przebija
Zygzakiem jak leśna żmija.
Przez Atenę na niebo rzucony,
Strzałą Heraklesa ugodzony.
Głową swą wskazuje dzielnego Wężownika,
Któremu z rąk silnych Serpens umyka.
Ze Wschodu na Zachód niebo przemierzają
Łabędź i Orzeł
W nocnej porze
Na Mlecznej Drodze się spotykają.
Pomiędzy nimi Delfin Lis i Strzała,
A po drugiej stronie Lutnia mała,
Którą rozświetla gwiazda wspaniała,
Co rozmiarami Słońcu dorównuje
Wega – w początkach lipca góruje.
Tuż za Herkulesem Korona się unosi
Do pięknej Ariadny należąca,
Pod nią bestii – Węża głowa śpiąca,
A obok Wolarz co sierpem kosi.
Po drugiej nieba stronie
Nieszczęsna rodzina w gwiazdach płonie.
Kasjopeja jako litera W widziana,
Tuż obok jej córka – Andromeda związana,
Z drugiej zaś strony mąż Cefeusz,
Poniżej Kasjopei dzielny Perseusz,
Lecąc na skrzydlatym Pegazie,
Zauważył Andromedę związaną na głazie
Wielorybowi oddaną w ofierze.
Dzielny młodzieniec w szranki stwora bierze.
Cały ten obszar nieba wspaniały
Od wieków Zodiaki pasem okalały.
Całej gromadzie Baran przewodzi,
Ze swym runem złotym
W październiku w niebo wschodzi.
Dalej Io w Byka przemieniona
Z grupką dziewcząt na niebie jest zawieszona.
Plejady i Hiady – płaczące uosobienia cnoty.
Nieśmiertelne Bliźnięta gromadą są trzecia
A ich gwiazdy: Kastor i Poluks mocno w nocy świecą.
Rak zgnieciony stopą Heraklesa
Ciało swe bokiem ku Hydrze zwiesza.
Postrach Nemejczyków,
Wśród paniki i swych ryków,
Których wkoło wiele czyni
Lew jest królem na pustyni.
Tysbe, Pyram – kochankowie,
Śmierć ponieśli przy Lwa głowie.
Szósta gwiazd Zodiaku gromada
O mitycznej Pannie – Persefonie opowiada.
Pół roku na Ziemi pół roku w podziemiach
Panna swe położenie na nocnym niebie zmienia.
Spica – jej gwiazda samotna na niebie
Nie ma towarzysza jasnego na niebie.
Górującą w połowie maja Wagę,
w rękach sprawiedliwych trzyma
Rzymska bogini Astraja.
Gdy na niebo wychodzi Skorpion
Ukłuty jego kolcem Orion
Umiera na zachodzie.
Ale Skorpion miażdżony przez Wężownika
Na zachodzie później znika.
Pół człowiek, pół koń
Podnosi swój łuk,
podnosi swą skroń,
Wypuszcza swą strzałę prosto w Skorpiona,
Który nią trafiony natychmiast kona.
Na wschód od Strzelca położony
Koziorożec w rybę na wpół przemieniony.
Rogacz pomocny w każdej potrzebie,
W sierpniu góruje na nocnym niebie.
Wśród gwiazd nocnego nieba Wodnik wodę rozlewa.
Przez Orła uniesiony Ganimed – przez Zeusa
W gwiazdach został umieszczony.
Gwiezdnym sznurem powiązane
Dryfują poprzez nieba fale.
Kupid i Wenus – dwie Ryby astralne
Tworzą ostatnie gwiazdy zodiakalne.
Razem z Rybami po niebie pływa
Ogromne ciało Wieloryba.
Pod jego ogonem warsztat Rzeźbiarza,
Co z drewna i kamieni posągi wytwarza.
Strumień wody z dzbana Wodnika
Ryba Południowa swą paszczą połyka.
Jej gwiazda Fomalhaut samotnie na niebie zwisa
I jest czternastą częścią ciała Ozyrysa.
Spod Ryby Południowej Żuraw wylatuje
A swym dziobem różowym Koziorożca wskazuje.
Pod nogą Żurawia Indianin w gwiazdach świeci
A z jego lewej strony gwiezdny Paw po niebie leci.
Na wieczną pamiątkę nauce oddane
Mikroskop i Teleskop w gwiazdy są wpisane.
Tuż nad teleskopem w Strzelca rozkroku
Korona Selene użycza uroku.
Po bitwie z Tytanami Bogowie świętowali.
Jasny ogień ku czci zwycięstwa na Ołtarzu rozpalali.
Dziś Ołtarz widać w gwiezdnej gęstwinie
Pod ogonem Skorpiona po niebie płynie.
Tuż obok Ołtarza Likaon w Wilka przemieniony
Za potrawę z ciała ludzkiego Przez Zeusa w gwiazdy został wtopiony.
Wśród gromad gwiazd szlaku niebieskiego
Gwiazda Toliman Chirona wskazuje,
Centaura co ponad wszystkie centaury króluje.
Z mgławicowym Workiem węgla i Szkatułą z klejnotami
Krzyż Południowy jest wyznaczony czterema gwiazdami.
Najmniejszym jest gwiazdozbiorem południowego nieba,
Ażeby go odnaleźć centaura znaleźć trzeba.
Lecąc po wodę co daje życie
Kruk siadł na figowcu i patrzył w zachwycie
Jak figi rumiane na drzewie dojrzewały.
Tymczasem minuty, godziny mijały.
Kruk nie najedzony i Puchar nie przelany
Za takie marnotrawstwo ptak został ukarany.
Z Hydrą pilnującą pucharu, Kruk wiecznie spragniony,
Przez Apollona nad głową Centaura został w gwiazdach umieszczony.
Tuż pod nieśmiertelnymi Bliźniętami
Przemierza niebo białymi kopytami Jednorożec
W nocnej porze
Spotyka się na niebie z Wielkim Psem - Egipskim dusz przewodnikiem.
Na wieczne przewodzenie duszom, skazany
W gwiazdy za solidność został przelany.
Trójgwiezdna na niebie Korona
Pas wyznacza Oriona.
Myśliwy za przechwałki ukłuty przez Skorpiona.
Gdy Skorpion na niebie wschodzi – Orion na niebie kona.
Tuż pod Orionem zając w gwiazdach świeci
A pod zajęczymi łapami Gołąb astralny leci.
Przy lewej nodze Oriona bieg swój rozpoczyna
„Rzeka łez” – Erydanu głębina.
Rzeka spalona Faetowymi płomieniami
Lśni na niebie bladymi gwiazdami.
Na końcu Erydanu z popiołów powstaje
Feniks – ptak, który w ogniu staje.
Tuż obok pod pazurami Tukana
Znajduje się mała Mgławica Magellana.
Wśród szerokich przestworzy globu niebieskiego
Pływa maleńka serpentyna Węża wodnego.
Tuż obok wznosi się Góra stołowa,
W której jaskiniach Kameleon się chowa.
Pięćdziesięciu śmiałków z mitycznej krainy
W podróż ruszyło przez morskie głębiny.
Okrętem Argo, dzielni herosi -
każdy z nich imię sławne w świecie, nosił -
wypłynęli na poszukiwania runa złotego,
Które należało do barana świętego.
Pod dowództwem Jazona i patronatem Ateny
Argonauci odkrywali nowe tereny.
Ciekawe przygody im towarzyszyły,
Nowe widoki ich oczy cieszyły.
Dziś okręt wspaniały razem z żaglami
Dryfuje na pamiątkę pomiędzy gwiazdami
Pomiędzy Psem Wielkim a Centaurem Chironem.
A pod okrętem skrzydła ma rozłożone
Latająca Ryba co po niebie dryfuje
Przemierzając niebo w styczniu góruje.
Gwiazdy do siebie to mają,
Że różne tajemnice i historie skrywają.
Zachwycają i cieszą w nocnej porze,
Świecą jasnym blaskiem w różnym kolorze.
Te spadające życzenia spełniają,
Natchnienie poetom i pisarzom dają,
Nadzieję wlewają w serca żeglarzy,
Gdy coś niedobrego na morzu się wydarzy.
Przewodniczkami są ludzi zagubionych
I tłem dla kochanków w uścisku splecionych
Owiniętych w wełniany koc,
Siedzących na trawie w ciepłą, letnią noc
I patrząc w niebo z taką radością
Z jaką siebie wzajemnie darzą miłością.
Dlatego kiedy przyjdzie noc
Owinąwszy się w koc
Wyjdź z domu i spojrzyj w niebo.
Tam w nieba ciemności sekrety są skryte,
Tajemnicą spowite
Historie nie znane jeszcze nikomu.
Może w tym prochu gwieździstym na niebie
Znajdziesz gwiazdę przewodnią tylko dla siebie…
Owinąwszy się w koc
Wyjdź z domu i spojrzyj w niebo.
Tam w głębokiej ciemności
Sekrety są skryte
Tajemnicą spowite
Historie nie znane jeszcze nikomu.
Tam matka i córka zaklęte na niebie
Jako dwa wozy lub para niedźwiedzi
Biegną po chmurach prosto do siebie
Lecz nieskutecznie,
Czar złośliwych bogów na ich ogonach siedzi odwiecznie.
Między nimi Smok się przebija
Zygzakiem jak leśna żmija.
Przez Atenę na niebo rzucony,
Strzałą Heraklesa ugodzony.
Głową swą wskazuje dzielnego Wężownika,
Któremu z rąk silnych Serpens umyka.
Ze Wschodu na Zachód niebo przemierzają
Łabędź i Orzeł
W nocnej porze
Na Mlecznej Drodze się spotykają.
Pomiędzy nimi Delfin Lis i Strzała,
A po drugiej stronie Lutnia mała,
Którą rozświetla gwiazda wspaniała,
Co rozmiarami Słońcu dorównuje
Wega – w początkach lipca góruje.
Tuż za Herkulesem Korona się unosi
Do pięknej Ariadny należąca,
Pod nią bestii – Węża głowa śpiąca,
A obok Wolarz co sierpem kosi.
Po drugiej nieba stronie
Nieszczęsna rodzina w gwiazdach płonie.
Kasjopeja jako litera W widziana,
Tuż obok jej córka – Andromeda związana,
Z drugiej zaś strony mąż Cefeusz,
Poniżej Kasjopei dzielny Perseusz,
Lecąc na skrzydlatym Pegazie,
Zauważył Andromedę związaną na głazie
Wielorybowi oddaną w ofierze.
Dzielny młodzieniec w szranki stwora bierze.
Cały ten obszar nieba wspaniały
Od wieków Zodiaki pasem okalały.
Całej gromadzie Baran przewodzi,
Ze swym runem złotym
W październiku w niebo wschodzi.
Dalej Io w Byka przemieniona
Z grupką dziewcząt na niebie jest zawieszona.
Plejady i Hiady – płaczące uosobienia cnoty.
Nieśmiertelne Bliźnięta gromadą są trzecia
A ich gwiazdy: Kastor i Poluks mocno w nocy świecą.
Rak zgnieciony stopą Heraklesa
Ciało swe bokiem ku Hydrze zwiesza.
Postrach Nemejczyków,
Wśród paniki i swych ryków,
Których wkoło wiele czyni
Lew jest królem na pustyni.
Tysbe, Pyram – kochankowie,
Śmierć ponieśli przy Lwa głowie.
Szósta gwiazd Zodiaku gromada
O mitycznej Pannie – Persefonie opowiada.
Pół roku na Ziemi pół roku w podziemiach
Panna swe położenie na nocnym niebie zmienia.
Spica – jej gwiazda samotna na niebie
Nie ma towarzysza jasnego na niebie.
Górującą w połowie maja Wagę,
w rękach sprawiedliwych trzyma
Rzymska bogini Astraja.
Gdy na niebo wychodzi Skorpion
Ukłuty jego kolcem Orion
Umiera na zachodzie.
Ale Skorpion miażdżony przez Wężownika
Na zachodzie później znika.
Pół człowiek, pół koń
Podnosi swój łuk,
podnosi swą skroń,
Wypuszcza swą strzałę prosto w Skorpiona,
Który nią trafiony natychmiast kona.
Na wschód od Strzelca położony
Koziorożec w rybę na wpół przemieniony.
Rogacz pomocny w każdej potrzebie,
W sierpniu góruje na nocnym niebie.
Wśród gwiazd nocnego nieba Wodnik wodę rozlewa.
Przez Orła uniesiony Ganimed – przez Zeusa
W gwiazdach został umieszczony.
Gwiezdnym sznurem powiązane
Dryfują poprzez nieba fale.
Kupid i Wenus – dwie Ryby astralne
Tworzą ostatnie gwiazdy zodiakalne.
Razem z Rybami po niebie pływa
Ogromne ciało Wieloryba.
Pod jego ogonem warsztat Rzeźbiarza,
Co z drewna i kamieni posągi wytwarza.
Strumień wody z dzbana Wodnika
Ryba Południowa swą paszczą połyka.
Jej gwiazda Fomalhaut samotnie na niebie zwisa
I jest czternastą częścią ciała Ozyrysa.
Spod Ryby Południowej Żuraw wylatuje
A swym dziobem różowym Koziorożca wskazuje.
Pod nogą Żurawia Indianin w gwiazdach świeci
A z jego lewej strony gwiezdny Paw po niebie leci.
Na wieczną pamiątkę nauce oddane
Mikroskop i Teleskop w gwiazdy są wpisane.
Tuż nad teleskopem w Strzelca rozkroku
Korona Selene użycza uroku.
Po bitwie z Tytanami Bogowie świętowali.
Jasny ogień ku czci zwycięstwa na Ołtarzu rozpalali.
Dziś Ołtarz widać w gwiezdnej gęstwinie
Pod ogonem Skorpiona po niebie płynie.
Tuż obok Ołtarza Likaon w Wilka przemieniony
Za potrawę z ciała ludzkiego Przez Zeusa w gwiazdy został wtopiony.
Wśród gromad gwiazd szlaku niebieskiego
Gwiazda Toliman Chirona wskazuje,
Centaura co ponad wszystkie centaury króluje.
Z mgławicowym Workiem węgla i Szkatułą z klejnotami
Krzyż Południowy jest wyznaczony czterema gwiazdami.
Najmniejszym jest gwiazdozbiorem południowego nieba,
Ażeby go odnaleźć centaura znaleźć trzeba.
Lecąc po wodę co daje życie
Kruk siadł na figowcu i patrzył w zachwycie
Jak figi rumiane na drzewie dojrzewały.
Tymczasem minuty, godziny mijały.
Kruk nie najedzony i Puchar nie przelany
Za takie marnotrawstwo ptak został ukarany.
Z Hydrą pilnującą pucharu, Kruk wiecznie spragniony,
Przez Apollona nad głową Centaura został w gwiazdach umieszczony.
Tuż pod nieśmiertelnymi Bliźniętami
Przemierza niebo białymi kopytami Jednorożec
W nocnej porze
Spotyka się na niebie z Wielkim Psem - Egipskim dusz przewodnikiem.
Na wieczne przewodzenie duszom, skazany
W gwiazdy za solidność został przelany.
Trójgwiezdna na niebie Korona
Pas wyznacza Oriona.
Myśliwy za przechwałki ukłuty przez Skorpiona.
Gdy Skorpion na niebie wschodzi – Orion na niebie kona.
Tuż pod Orionem zając w gwiazdach świeci
A pod zajęczymi łapami Gołąb astralny leci.
Przy lewej nodze Oriona bieg swój rozpoczyna
„Rzeka łez” – Erydanu głębina.
Rzeka spalona Faetowymi płomieniami
Lśni na niebie bladymi gwiazdami.
Na końcu Erydanu z popiołów powstaje
Feniks – ptak, który w ogniu staje.
Tuż obok pod pazurami Tukana
Znajduje się mała Mgławica Magellana.
Wśród szerokich przestworzy globu niebieskiego
Pływa maleńka serpentyna Węża wodnego.
Tuż obok wznosi się Góra stołowa,
W której jaskiniach Kameleon się chowa.
Pięćdziesięciu śmiałków z mitycznej krainy
W podróż ruszyło przez morskie głębiny.
Okrętem Argo, dzielni herosi -
każdy z nich imię sławne w świecie, nosił -
wypłynęli na poszukiwania runa złotego,
Które należało do barana świętego.
Pod dowództwem Jazona i patronatem Ateny
Argonauci odkrywali nowe tereny.
Ciekawe przygody im towarzyszyły,
Nowe widoki ich oczy cieszyły.
Dziś okręt wspaniały razem z żaglami
Dryfuje na pamiątkę pomiędzy gwiazdami
Pomiędzy Psem Wielkim a Centaurem Chironem.
A pod okrętem skrzydła ma rozłożone
Latająca Ryba co po niebie dryfuje
Przemierzając niebo w styczniu góruje.
Gwiazdy do siebie to mają,
Że różne tajemnice i historie skrywają.
Zachwycają i cieszą w nocnej porze,
Świecą jasnym blaskiem w różnym kolorze.
Te spadające życzenia spełniają,
Natchnienie poetom i pisarzom dają,
Nadzieję wlewają w serca żeglarzy,
Gdy coś niedobrego na morzu się wydarzy.
Przewodniczkami są ludzi zagubionych
I tłem dla kochanków w uścisku splecionych
Owiniętych w wełniany koc,
Siedzących na trawie w ciepłą, letnią noc
I patrząc w niebo z taką radością
Z jaką siebie wzajemnie darzą miłością.
Dlatego kiedy przyjdzie noc
Owinąwszy się w koc
Wyjdź z domu i spojrzyj w niebo.
Tam w nieba ciemności sekrety są skryte,
Tajemnicą spowite
Historie nie znane jeszcze nikomu.
Może w tym prochu gwieździstym na niebie
Znajdziesz gwiazdę przewodnią tylko dla siebie…
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)